zrobiliśmy to we czwórkę!

3/30/2017 08:05:00 PM


No zróbmy to! No samemu tak nudno. Jak ty idziesz do pracy, a ja wracam z uczelni, to nie mam się nawet do kogo przytulić. Zmieńmy coś w naszym życiu. Zobaczysz będzie fajnie, będzie warto! Powiększmy naszą rodzinę. 




Tak mnie właśnie przekonywała żona. A ja uparty nie chciałem. Tłumaczyłem, że nie mamy swojego mieszkania. Wynajmowana kawalerka o niesamowitej powierzchni 28 metr kwadrat, nie spełniała jakichkolwiek standardów. Bo jak pomieścić jeszcze jednego osobnika? Gdzie tu prywatność? Byłbym niesamowicie nieodpowiedzialny, gdybym się zgodził. Jeszcze nie teraz – starałem się tłumaczyć. Nie chcę! Mieliśmy już i więcej nie chce. Żona pamiętała o przeszłości. Pamiętała, że już mieliśmy jedną i niestety musieliśmy się z nią pożegnać. Co prawda nie przeżyłem tego jakoś traumatycznie, ale byłem młody. Nie wiedziałem co to życie. Nie wiedziałem nic. Powiedziałem żonie stanowczo, że nie zgodzę się w życiu.

Zgodziłem się. Po wielu dniach, kłótni, sporów, wylanych łez. Dałem się przekonać. Nie byłem gotowy na to, co nastąpi, ale jestem facetem do cholery! Najwyżej będę pracował więcej. Najwyżej nie będę jadł, a spał będę w łazience. Wiedziałem jednak, że wspólnie sobie poradzimy.

Rozpoczęliśmy starania. Zaczęliśmy od przeglądania Internetu. Są strony, z których naprawdę dużo w tym temacie można się dowiedzieć. Może nie było to typowe dla młodych ludzi, ale nam z pewnością pomogło. Musieliśmy tylko znaleźć jakieś dogodne miejsce, gdzie można było to zrobić. Przecież leżąc obok siebie na łóżku nic nie zdziałamy. Porozmawialiśmy o tym ze znajomymi. Oni ku naszemu zaskoczeniu chcieli zrobić to razem z nami. To było takie ekscytujące. To było coś, czego nikt z nas jeszcze wcześniej nie robił. To było szalone!

Pojechaliśmy za miasto. Cisza, spokój. Tego nam było potrzeba. Ze sobą mieliśmy tylko dwie małe walizeczki na wszelki wypadek. Na miejscu stał budynek, który na pierwszy rzut oka zdawał się opuszczony, jednak w miarę jak się do niego zbliżaliśmy, to słychać było coraz wyraźniejsze szczekanie psa. Wiedzieliśmy, że skoro jest pies, to musi być i właściciel. 

Weszliśmy do środka. Wąski korytarz, a po obu jego stronach pomieszczenia. Wiedzieliśmy, że któreś za moment stanie dla nas otworem i wreszcie będziemy mieli to za sobą. Na spotkanie wyszła nam młoda kobieta w niecodziennym ubraniu. Nie miała na sobie żadnego mundurka hotelowego, ani nic z tych rzeczy. Ubrana była normalnie. Sam obiekt sprawiał wrażenie ubogiego. Widać, że nie mieli zbyt wielu gości. A już na pewno nie takich jak my. Czwórki napaleńców. 

Po chwili powiedziała tylko: chodźcie za mną. W jej głosie można było wyczuć wielką radość, co jeszcze bardziej nas nakręciło. Zaczęliśmy się rozglądać. Po chwili obserwacji byliśmy pewni, że to jest dokładnie to miejsce, w którym to zrobimy. Miejsce w którym powiększymy swoją rodzinę.

Zabraliśmy się do dzieła. Poszło ekspresowo, jak to u młodych. Po 10 minutach było po wszystkim. W te dziesięć minut powiększyliśmy nasze rodziny. 

Zostały tylko formalności. Podpisanie papierka i do domu. Całą szóstką ruszyliśmy w drogę powrotną. Nasza mała jednak musiała zostać u znajomych przez kilka dni, ale sytuacja tego wymagała niestety. Po paru dniach jednak męki się skończyły i byliśmy razem. Żona miała do kogo się przytulać, gdy ja pracowałem. Pieniędzy wcale dużo nie było trzeba. W sumie do dzisiaj wbrew pozorom nie idzie ich jakoś strasznie wiele.

To było już 4 lata temu! Ten czas tak szybko leci… Teraz dużo się pozmieniało. Mamy swoje mieszkanie w którym mieszkamy w piątkę. W międzyczasie zrobiliśmy to jeszcze raz. A od półtorej roku mamy również dziecko, które świetnie reaguje na pozostałych członków rodziny.

Wzięcie kota ze schroniska (a w naszym przypadku dwóch, choć ta druga nie zdążyła tam trafić), to nic strasznego. Można dać zwierzakowi prawdziwe, szczęśliwe życie, a sobie i dzieciom radość i przygody – chcesz wiedzieć jakie?? Przeczytaj to:)
Pozdrawiam

25 komentarzy:

  1. My wprawdzie nie ze schroniska ale też mamy 2 koty w domu i od niedawna również pieska. A kilka lat wstecz twierdziłam że w domu to ja mogę trzymać tylko małego gryziona w klatce.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyli również dałaś się przekonać::)

      Usuń
  2. Ale świetna historia! Brawo Wy :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. My nigdy nie braliśmy zwierząt ze schroniska - tylko prosto z ulicy. Ja już jako mała dziewczynka przyprowadzałam do domu parchate koty, kulawe pieski, a raz nawet mysz przytargałam i oswoiłam. Nie mogę pojąć, że ktoś może się uważać za miłośnika zwierząt i hodować sobie rasowe, wystawowe yorki czy coś innego - a tymczasem za domem stoi przy budzie zaniedbany, zmarznięty i głodny kundelek na zbyt krótkim łańcuchu (a ostatnio byłam właśnie świadkiem takiej sytuacji i żółć mi się tak ulała na ten widok, że właściciel nie wiedział, gdzie ma oczy podziać).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O to to! Ja jeszcze w starym domu miałem całą sfore zwierzat:) przylazily przypłędy i zostawaly.. Nawet raz Owczarek Podhalanski przyszedl. Taki wielki niedźwiedź. Mozna bylo z nim wsxystko robic, łącznie z jazda na grzbiecie. Jakiś ktoś niedobry nam go zastrzelił...

      Usuń
  4. My wzieliśmy kota z adopcji, ale okazało się, że jest chory i po roku go musiwliśmy uspać. Trauma na długie miesiące:(
    Marzę o kotku, ale się boję, że znowu coś będzie nie tak.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W tej histori jest rowniez o naszym pierwszym wspolnym kocie, ktorego wzielismy ode mnie ze wsi. Nie zdążyliśmy go zaszczepić i zachorował na panleukopemie czy jakos tak.nie dalo sie uratować;(

      Usuń
  5. My tez przygarnęliśmy kociaka przybłędę :-) Jest już z nami 3 lata :-)
    Świetny tekst, zakończenie zaskakujące :-)

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetna historia :) Miło się czyta :) Pozdrawiam! ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Masz świetny styl pisania! Zgadzam się z tobą, zwierzak umila i ociepla każdy dom, nawet wynajętą kawalerkę ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Fajnie to opisałeś. Ja koty uwielbiam, sama mam jednego, ale przenosząc sie do Barcelony, byłam zmuszona zostawić go w Polsce :(

    OdpowiedzUsuń
  9. Umiesz podkręcić atmosferę :)
    Ja kiedyś przygarnęłam psiaka ze schroniska, to była mega wdzięczne stworzenie!!!!

    OdpowiedzUsuń
  10. Brawo Wy!
    Ale serio nie chcieliście kota bengalskiego za 9tysięcy? :) :D
    A tak serio- całym sercem popieram takie gesty. My mamy Miśka- psiaka z długą historią. Przyszedł pod nasz blok, kiedy suki sąsiadów miały cieczki i... tak został pod tym blokiem. Pokochała go nasza córka, pies niestety w międzyczasie musiał wylądować w schronisku, ale po miesiącu udało się nam go stamtąd zabrać i tak jest już z nami dwa lata. I pewnie, że podobają nam się rasowce, ale to bardziej ze względu na wygląd, bo nigdy żadne z nas nie miało zapędów, aby brać udział w wystawach, ale... ale jakoś serce nam mówi, że każdy nasz kolejny pies, to będzie właśnie taka losowa sierota, której można pomóc. A Miśka kochamy niemal jak własne dziecko. W międzyczasie okazało się, że jest poważnie chory i tym bardziej cieszymy się, że jest właśnie z nami. Nie wyobrażam sobie, że mógłby gdzieś cierpieć jako bezdomny pies...

    Naprawdę zawsze tak bardzo się cieszę, kiedy słyszę, że ktoś robi coś TAKIEGO jak Wy :*

    OdpowiedzUsuń
  11. W przyszłości na pewno przygarnę jakiegoś kociaka :) Zwierzaki są super :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Umiesz trzymać w napięciu. ;)
    Powinieneś pisać książki.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  13. Moi teście mają psa ze schroniska a ja już od jakiegoś czasu namawiam męża na kota.

    OdpowiedzUsuń
  14. Wspaniały gest 🙂 ja marzę o piesku, ale reszta rodziny na razie mnie wstrzymuje...

    OdpowiedzUsuń
  15. Świetna historia :) Brawo :)
    Ja również mam totalnego kręćka na przygarnianie wszelkich czworonogów ;) więc doskonale rozumiem

    OdpowiedzUsuń
  16. My mamy jednego kota, wzięliśmy go kilka lat temu, gdy mieszkaliśmy w kawalerce i nie mielismy jeszcze dzieci. Nasz kot byl w domu tymczasowym

    OdpowiedzUsuń
  17. Brawo Wy. My mamy nasza kotke od znajomych,ktorych kotka sie okocila. My mielismy szczescie,bo nasza kotka miala kocia grype - jej rodzenstwo niestety nie przezylo.
    Mam sasiada ktory pracuje dla schroniska i czesto udostepnia pokoj dla kotow do adopcji czy po przejsciach. Najmilej wspominam kotke ktora miala tylko 6 miesiecy i miala ze soba male kociaczka. Dzieki Bogu zostaly zaadoptowane wspolnie.
    Kocham koty!!!

    OdpowiedzUsuń
  18. A ja myślałam, że pojechaliscie robić dzieci :p. Miałam dwa koty i psa. Aktualnie mam dwa psy dwoje dzieci i dwie papugi :)

    OdpowiedzUsuń
  19. Od początku nie pachniało mi to seksem :)
    A tak serio to bardzo fajna opowieść i zrobiliście świetny krok do powiększenia rodziny :)

    OdpowiedzUsuń
  20. Ja teraz sobie nie wyobrażam mojego życia bez kota :) Swojego zaadoptowałam z domu tymczasowego, też długo namawiałam na niego domowników :) Ale teraz kocurek jest pełnoprawnym członkiem rodziny :)

    OdpowiedzUsuń
  21. Świetna historia. Ja mam małe doświadczenie ze zwierzętami, ponieważ oprócz królika, chomików i rybek, które posiadałam, gdy sama byłam dzieckiem, nie miałam innych podopiecznych. Ale kto wie, może jeszcze kiedyś, za namową córki to się zmieni.

    OdpowiedzUsuń

Obsługiwane przez usługę Blogger.