Zrobiłem to, kiedy żona była chora.

4/03/2017 09:47:00 PM

Zrobię to sam! – powiedziałem sam sobie. Bez niczyjej pomocy. Nikt nie będzie mi przeszkadzał. Najlepiej zamknę się w kuchni i po cichu będę „pracował”. Kurde, ale samemu? Jak wtedy w gimnazjum? Myślałem, że te czasy minęły bezpowrotnie, ale chcąc nie chcąc zmuszony jestem do nich wrócić. Moja żona często robi to sama, ale ja jakoś nie mogę, nie chcę, nie umiem.. Dziś jednak potrzeba okazała się silniejsza niż kiedykolwiek, przez co zwyczajnie się za to wziąłem…


Postanowienie było mocne. Żadnej pomocy. Nawet tej kuszącej z Internetu. Żadnego koła ratunkowego. Żadnego stawiania runów. Żadnych mikstur wzmacniających. Tylko ja, moje ręce i umiejętności.

Zaczęło się od lania wody. Czyli tego co umiem najlepiej. Lałem i lałem, co skutecznie zagłuszało wszystkie dobiegające z zewnątrz dźwięki. Następnie włożyłem tego potwora do wody, przed uprzednim przygotowaniu go. Następnie był etap oczekiwania. Robiło się coraz bardziej gorąco, aż w kulminacyjnym momencie, gdy było blisko wrzenia, zaczęła tworzyć się jakaś dziwna piana.. wywaliłem ją.. :P.

Kolejnym etapem zabawy, było jej urozmaicenie. Najpierw wrzuciłem do wody tego długiego.. ogólnie cała włoska rodzina wpadła do środka. I od tego czasu znowu czekanie.. tylko na co? Kiedy będzie wiadomo, czy to już? Czekałem i obserwowałem co się dzieje w środku. Raz na jakiś czas pęcherzyki powietrza wydostawały się na zewnątrz.. Ci włosi, to niezłe świntuchy! Wiem przecież skąd się biorą bulki w wodzie..:)

Z każdą chwilą rosło podniecenie, że to już zaraz. Wiedziałem, że zaraz skończę i to sam. Czułem dumę, która niczym pasażer nostromo, usiłowała rozjebać mi moją wątłą klatę i wydostać się na zewnątrz. Czułem moc! Czułem, że za chwilę doświadczę tego, czego niewielu mężczyzn w swoim życiu. A już z pewnością wśród tych, którzy mają żonę..:)
Już był w ogródku, już witał się z gąską… Och jak te słowa doskonale opisują to, co mnie spotkało.  Już byłem na końcu. Już dzieliły mnie sekundy od finału zakończonego powodzeniem, aż tu nagle jeden detal zaważył o tym, że z całego misternego planu nici.. może nawet nie detal, a szczypta..

Pieprzony rosół! Przecież to tylko woda z mięchem i warzywami.. Co ma nie wyjść? Takie pytanie zadałem sobie, po czym sypnąłem jedną miarkę (odpowiadającą 4-5 łyżkom stołowym) soli.. No na logikę. Skoro do małego garnka, kiedy gotujemy ziemniaki, to sypiemy jedną łyżkę soli, to na taki wielki gar zupy trzeba odpowiednio więcej.. Nie trzeba.
Oprócz soli, to pamiętam, że żona dodawała kurkumę. Jednak nie wiedziałem ile. Tak póło pakowania na gar powinno wystarczyć.. I wystarczyło. Na cały gar wojskowy by wystarczyło. Fu!

Podsumowanie..
żona nie dość, że chora, to później jeszcze wkurzona, bo gar zupy wylądował w kiblu, warzywa w śmietniku, a kurczak się uchował, ale nie wiem czy znajdzie się ktoś, kto go opierdzieli, bo od tej kurkumy zrobił się cały żółty. Straciliśmy czas, kasę na warzywa, prąd, wodę, kurczaka:P Na szczęście żona zrobiła drugą zupkę:)

Powiedzenie „bo zupa była za słona” nabrało dla mnie nowego znaczenia:)

37 komentarzy:

  1. Hahah no to Jajca :) Plus za chęci zdecydowanie :) Jak mój Pączuś buszuję w Kuchni i uczy się gotować to mnie o wszystko pyta co ile i jak hihihih ;) Pozdrawiam i Zdrówka dla Żony

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ja przeważnie też tak robię, ale tym razem chciałem sam :)

      Usuń
  2. Moje "gotowanie" wygląda podobnie - dlatego trzymam się raczej z daleka od kuchni. Nie lubię,nie umiem, nie mam ochoty się uczyć. Jadamy w restauracjach najczęściej ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. haha:) w moim mieście nawet nie ma jakiejs knajpy, gdzie można by było zjeść coś sensownego:)

      Usuń
  3. No cuż (hihi), brawo za determinację:)
    Przesolić potrawę jest mega łatwo, nie ważne czy to rosół czy wykwintne danie na święta;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ja zawsze sobie dosalam, bo lubię mocno słone, ale tym, razem to był szok dosłownie;)

      Usuń
  4. Liczą się chęci. :) Bravo z nie :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Oj, ja mam ten problem, że nie chcąc przesolić zawsze soli jest za mało :)

    OdpowiedzUsuń
  6. super haha dobre to już Ty sam bez żony może nic nie rób hahaha...

    OdpowiedzUsuń
  7. No, ale zeby spieprzyc rosol to trzeba byc zdolnym :-) brawo Andrzejku. A kurkuma zdrowa, wiec moze ktos sie jednak na kurczaczka zdecyduje?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. najprędzej koty:P zdrowa zdrowa. dodajemy do wielu potraw:)

      Usuń
  8. Kiedyś tak gotowałam pomidorową, zapomniałam umyć kurczaka - jak siostra mi to uświadomiła to moja zupa w całości też wylądowała w śmietniku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ja wczoraj jeszcze dowiedziałem się, że pora się myje;P

      Usuń
  9. Zaczynając ową lekturę cały czas się zastanawiałam o czym to będzie.. :D Czy o jakiej nowej pracy DIY, czy pierwsza kąpiel z dzieckiem czy inne najróżniejsze paradoksy... A tu tylko rosół się nie udał. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla kobiety to jest tylko, a dla mnie dramat:P

      Usuń
  10. Domyśliłem się przy dziwnej pianie z czym przyszło Ci się zmierzyć ;) Mój syn, choć świetnie sobie w kuchni radzi, rosołu ugotować jeszcze nie umie. I chyba po tym wpisie go nauczę. A niech przyszła synowa ma dobrze! ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. żeby nie było:P ja uważam, że daję radę w kuchni. Jednak zup po prostu nie robiłem nigdy.

      Usuń
  11. U mnie akurat mąż gotuje lepiej ode mnie :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Czasem dobrze jest wejść w czyjeś buty😉. Mówią, że liczą się chęci, ale żołądka nie oszukasz. Następnym razem rosołek wyjdzie lepiej...😊 powodzenia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzieki! Nastepnym razem przyprawianie zostawię zonie.;)

      Usuń
  13. Uwielbiam Twój styl pisania :D Co do rosołu - w sumie liczą się chęci! Ja sama lubię gotować, ale jakoś za zupy się jeszcze nie zabierałam. Jednak obrałam sobie za cel, żeby zrobić kiedyś tak pyszny rosół jaki robi mój tata :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I ja mam podobnie. Coś tam potrafię stworzyć do jedzenia, ale zupy to zawsze czarna magia byla.

      Usuń
  14. W gotowaniu jestem noga, dobrze rozumiem twoje zdziwienie. Nie przejmuj się sztuka czyni mistrza.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W tej dziedzinie nawet nie planuje osiagac mistrzostwa;)

      Usuń
  15. Hahaha... U Ciebie wyszło podobnie, jak z moją ogórkową. Nauka gotowania,, na intuicję " kosztuje, niestety, u mnie prąd, wodę, warzywa, czas i wiele, wiele innych. Powodzenia następnym razem :)

    OdpowiedzUsuń
  16. powiedzmy, że liczą się chęci! :D

    OdpowiedzUsuń
  17. Rosół to jedyna zupa której nie umiem ugotować, ale liczą się chęci :)

    OdpowiedzUsuń
  18. Hihi, lubisz takie clickbaitowe tytuły :P Po raz któryś nie mogę rozkminić o czym będzie post :P A tu rosół nie wyszedł, nie pomyślałabym :D Na temat gotowania się nawet nie będę wypowiadać, u mnie robienie rosołu zapewne skończyłoby się tak samo :P Tym bardziej, że go nawet nie lubię xD

    OdpowiedzUsuń
  19. Może na początek cos prostego jajka sadzone albo jajecznica. ;)

    OdpowiedzUsuń
  20. To tylko za dużo przypraw.. ee tam.. :) Następnym razem już będziesz wiedział ile :) Chęci się liczą !! ;)

    OdpowiedzUsuń
  21. Padłam :D ;) Dlatego dziwię się, że jeszcze nikt nie wydał książki kucharskiej tylko dla mężczyzn. :D

    OdpowiedzUsuń
  22. Super, że tego doświadczyłeś ;) Z pewnością Twoja żona nie usłyszy od Ciebie nigdy żadnych pretensji w kwestii przyprawiania potraw ;)
    Co do rosołu - mój Mąż raz jeden jedyny wziął się za gotowanie. Jak wróciłam z pracy, dom śmierdział jak jasna cholera! wrzucił gigant kurczaka, nie mytego (bo myślał, że nie trzeba) do małego gara, wszystko się przypalało, kipiało na gazówkę...generalnie P O R A Ż K A !!! Sprzątania było co nie miara.
    Ale rosół stał się na stałe moją domeną ;)

    OdpowiedzUsuń
  23. Uwielbiam Twoje wstępy ;) Tym razem nie dałam się złapać, bo kojarzyłam z Facebooka o co może chodzić!

    OdpowiedzUsuń

Obsługiwane przez usługę Blogger.