Oddzwonimy do Pana, czyli moja rozmowa o pracę.


Rozmowa o pracę.
Z rozmowami o pracę jest tak: albo złożysz podanie, albo nie złożysz podania. Jak nie złożysz, to trudno, ale jak złożysz, to będą dwa wyjścia: albo zadzwonią, albo nie zadzwonią. Jak nie zadzwonią, to trudno, ale jak zadzwonią, to będą dwa wyjścia: albo zostaniesz zaproszony na rozmowę, albo podziękują Ci na starcie. Jak podziękują na starcie, to trudno, ale jak zaproszą, to będą dwa wyjścia: albo pojedziesz na rozmowę, albo nie pojedziesz. Jak nie pojedziesz, to trudno, ale jak pojedziesz, to będą dwa wyjścia: albo będziesz do rozmowy przygotowany, albo nie będziesz. Jak nie będziesz, to trudno, ale jak będziesz, to będą dwa wyjścia: albo Cię zatrudnią, albo Cię nie zatrudnią. Jak nie zatrudnią, to trudno, ale jak zatrudnią, to będą dwa wyjścia: albo praca będzie Ci się podobała, albo nie będzie. Jak będzie, to spoko, ale jak nie będzie, to będą dwa wyjścia: albo będziesz się męczyć, albo się zwolnisz. Jak chcesz się męczyć, Toś przepadł, ale jak się zwolnisz, to tak jakbyś wcale nie złożył podania.


Rozmowa o pracę

Moja rozmowa zaplanowana była na godzinę dziesiątą dwukropek zero, zero, dnia pańskiego w piątek dziesiątego. Stawiłem się punktualnie kilkanaście minut przed wyznaczonym czasem, by ewentualny przyszły pracodawca widział, że jestem słowny i jak się umawiam, to tak naprawdę, a nie na niby, jakę trzeci z rodu Majów. Najmłodszy syn z dwojga rodzeństwa, z czego obaj byli braćmi. Niczym Romulus i Remus, Jarek i Lech, Figo i Fago, Kajko i Kokosz, Bonie i Clyde, Asterix i Kleopatra, czy Biedroń i Grodzka. Usiadłem sobie na krześle przed drzwiami, a razem ze mną czekało jeszcze kilka osób. Konkurencja – pomyślałem. Trzeba ich zawczasu wyeliminować. Tylko jak? To na pierwszym piętrze było, więc za nisko. Gdybym chociaż na śniadanie się fasoli nażarł, to ja im już bym urządził strefę gazy, ale to by było zbyt niehumanitarne. Pomyślałem o mega trudnym kombo Heichacziego z tekkena, co go się przypadkiem nauczyłem. Pomyślałem, że warto by było go zastosować w realu, czyli życiu prawdziwym, a nie w sklepie takim dużym dosyć, ale byłem nierozgrzany, a żadnej karafki z bimbrem przy sobie nie miałem. Czas leciał. Było już kilkanaście dobrych minut po wyznaczonym czasie i delikatnie mówiąc, zaczęły mi puszczać nerwy. Zadzwoniłem do żony i mówię:

-spieprzam stąd! Oni tu nie traktują ludzi poważnie. Ile mam czekać. Jak się umawiam na godzinę, to ma być na godzinę. Żona jednak poprosiła mnie, żebym jeszcze trochę poczekał. W końcu po kilku minutach wyszedł on. Mistrz Windu z gwiezdnych wojen. No identyczny skurwiel. To znaczy, byłby, gdyby był czarny, a ten to albinos. Biały jak łada 5 mojego dziadka, którą podróżował dumnie pod banderą Hells Angels w latach 90 15 wieku. P.n.e.  Podszedł do mnie i mówi: proszę zaczekać 15 minut, bo mam zaraz spotkanie. No k! I CH! Do K! J! W Du! Wypikane… Godzinę mam czekać na rozmowę? Tego już za wiele! No ale zacisnąłem zęby, nozdrza i zwieracze, poczekałem kwadrans, po którym Windu wrócił i zaprosił mnie do środka, do gabinetu w sensie.

Zasiadł przed swoim komputerem i  wskazał mi miejsce. Nawet siedzące było – duży plus. Rozwaliłem się jak kotlet na patelni i czekam na frontalny atak na moją osobę. Windu spokojnie wyciągnął na wierzch moje CV i pyta:

-Dlaczego zdecydowałeś się złożyć papiery na to stanowisko?

Co miałem powiedzieć? Przepraszam, ale to nie ja, tylko moja żona. Ja teraz w robocie swojej powinienem być, tylko szefowi powiedziałem, że na chwile muszę wyskoczyć… o samym stanowisku nie wiem nic, nawet o samej firmie nic nie wiem? No to leję wodę, że chce się ustabilizować, rozpocząć normalną pracę o regularnych godzinach bla, bla, bla, od którego mi samemu się rzygać chciało, ale zauważyłem, że z każdą chwilą napięcie spada, a mi gada się coraz lepiej. W pewnej chwili zrobiło się tak luźno, że gdybym miał w kieszeni cygaro, to bym wyjął, rozjebał nogi na jego biurku, i zapalił u niego w kanciapie, po czym jebnąłbym go lekko z liścia w potylice mówiąc: Nie zamulaj ziom! Nie miałem jednak cygara, a on pytał dalej zarówno o rzeczy błahe, jak moje zainteresowania, czy o zagadnienia bardziej zawiłe, jak czas utwardzania żywicy epoksydowej w temperaturze 27 stopni i wilgotności 14 %. Zostałem zapytany o każdą rzecz znajdującą się w moim CV. Chyba niepotrzebnie napisałem tam, że odbyłem 6 lotów w kosmos, z czego jeden tylko po wypiciu red bulla. Połapał się. W końcu to mistrz Windu. Wtedy zadał mi pytanie, które nieco zbiło mnie z tropu:

-mówisz na takim luzie i z taką pewnością siebie, że na pewno masz za sobą wiele rozmów o pracę?
-Nie. Odpowiadam. To moja pierwsza..

Oddzwonimy do Pana.

Windu poparzył na mnie spode łba tylko, jakby wyczuwał podstęp jakiś złowieszczy, ale tylko się uśmiechnął, odsłaniając swój ubytek w dolnej czwórce, zapewne spowodowany otwieraniem orzechów włoskich zębami, ale nie mój problem. Po chwili podziękował mi i powiedział, że odbędą się kolejne tury rozmów i że zadzwonią do mnie, co nie do końca mi pasowało, bo oglądam TV czasem i wiem, jak kończą się akcje, gdy ktoś mówi, że zadzwonią. Nie dzwonią! Oszukują! Bandyci.

Do mnie zadzwonili. Po kilku dniach. Powiedział mi ten koleś, co mnie na spytki brał, że zdecydowali nie robić kolejnych etapów rozmów i chcą mi od razu zaproponować pracę. Jednym słowem rozjebałem system swoją gadką, bo na pewno niemerytorycznym przygotowaniem do rozmowy.


Dlatego warto zaprezentować to, co ma się najlepszego.

No ja akurat nie mogłem, bo musiałbym mu wyjechać z lewego sierpa. W Zamian za to zaprezentowałem coś równie mocnego. Siebie. Luz, spontan i szczerość, a nie słodkie pierdolenie o tym, że ta praca jest tym, o czym przez całe życie marzyłem i jeżeli jej nie dostanę, to popełnię samobójstwo, skacząc do basenu z piłkami, albo zacznę pić z żulami u Grażyny pod sklepem. Powiedziałem mu prosto: Z pewnością nie jestem najlepszym kandydatem na to stanowisko. Zdaje sobie sprawę, że wiele osób, które aplikują na to stanowisko, zna doskonale firmę i to, jak ona funkcjonuje. Za to mogę powiedzieć, że ze mną będzie wesoło.

Każdy ma inne mocne strony. Jeden wali z dupy co chwilę – tak. To też może być zaletą, dla pracodawcy oczywiście, bo od współpracowników co najwyżej w ryj można dostać. Inny jest kawalerem i nie ma żadnych oporów przed wyjazdami w delegacje. Jeszcze inny ładnie śpiewa. Kobieta może rozpiąć dwa guziczki w bluzce, co też może się przyczynić do uniesienia oceny, albo chociaż uniesienia czegokolwiek.

Jeżeli zatem czeka Cię niebawem albo kiedyś rozmowa o pracę, to pamiętaj: zapinaj pasy w aucie Bądź sobą. Jak zaczniesz już na początku udawać tego, kim nie jesteś, to wyjdzie wszystko na jaw, prędzej niż myślisz.

Jeżeli nie chciało Ci się tego czytać, a bardzo chcesz zostawić mi komentarz, to odpowiedz na pytanie: wolisz diesla, czy benzynę?

Podobne wpisy:
-czy zmienić pracę na gorzej płatną? 7 powodów, dla których warto to zrobić
-daj dziecku szczęście, zwolnij.
-tatusiu! Spędź ze mną trochę czasu, proszę.
-przygoda
-na co należy uważać, robiąc zakupy w biedronce?

                                                                                                                                                                   
Obsługiwane przez usługę Blogger.