Chmielaki i historia z dupy wzięta..

Romantycznie na Chmielakach

Gdybym kiedykolwiek został zapytany o to, co wyróżnia moje miasto, to do głowy przychodzą trzy rzeczy:

-śmietana 
-kible
-chmielaki

Co to kurwa są Chmielaki?

Dwóch pierwszych rzeczy, raczej nikomu tłumaczyć nie muszę. Śmietana jest do jedzenia, a kible do srania. Normalka. Gorzej, jeżeli chodzi o chmielaki. W skrócie jest to zgromadzenie 37 osób na jeden centymetr kwadratowy powierzchni i to tak przez 3 dni. Biba taka, że najbliższa trzeźwa osoba po dwunastym roku życia, znajduje się w oddalonym o 60 kilosów Lublinie i to tylko dlatego, że leży w szpitalu. W tym czasie miasto zamienia się w kilka stref, z czego żadna nie jest z tych NO GO. To nie pierdolony zachód, tylko zwykły festiwal.

Strefy


Chmielaki-żarcie..

Mamy strefę żarcia, czyli ogólnie milion pięciu kupców wciska parówę w bułkę i za dychę i ratuje nią życie ujebanym w trupa ludziom. Te same bułki i te same parówy przez 3 dni. Dlatego główna zasada, którą zna każdy tubylec, to: Nie kupuję żarcia w niedzielę! Chyba że kolejne 3 dni ktoś chce spędzić na kiblu. Najlepiej zrobionym w Krasnymstawie. Polecam. Biel najbielsza z białych, a Hajzer ponoć z jednego kibla miał wyzwanie smaku z Pepsi robić, bo kubków nie mają.

Skoro Chmielaki...


Mamy strefę picia. To chyba największa strefa. Ogarnia całe miasto prawie. Wyobraźcie sobie, że przez te 3 dni, nikt nawet się na Was nie spojrzy krzywo, że pijecie w miejscu publicznym. Raczej odwrotnie. Będą się dziwić, że tego nie robicie.



Jest strefa zabawy. Zawsze przyjeżdża wesołe miasteczko, a nawet niekiedy niejedno. W tym roku nawet ochrona sprawdzała każdego przed wejściem na jego teren, więc idealnie. Osoby chcące nie tylko uwalić się piwskiem, mogą zabrać dzieci, które przeżyją niesamowite chwile.

Chmielaki. Dlaczego warto przyjechać?



Chmielaki przyciągają swoim ogromem. Z wielu zakątków kraju zjeżdżają się turyści, a także złodzieje, kurwy i patole. Każdy znajdzie tu coś dla siebie. Można tak samo łatwo znaleźć pod nogami kasę, po której przeszło kilkadziesiąt tysięcy ludzi, ale nikt pod nogi nie patrzy, bo jeszcze wlezie w kogoś, jak i wyłapać w ryja za to, że przypadkiem spojrzy się na jakiegoś macho, za którym stoi 20 kolegów, bo sam to zesrałby się jedynie ze strachu.

Spotkanie blogerskie na Chmielakach


W tym roku miało miejsce coś jeszcze! Mianowicie zajebiście duże spotkanie blogerskie! Wyobraźcie sobie, że pojawili się na nim wszyscy blogerzy z naszego miasta. Wszyscy – bez wyjątku. I to nawet pomimo braku udziału sponsorów. Wiem, że wiele osób tylko dla prezentów jeździ na takie eventy. To było również najszybciej zorganizowane spotkanie blogerskie w historii! Pierwsza informacja o nim pojawiła się mniej więcej około 21 w piątek, a spotkanie doszło do skutku około 21:30. A jak wspomniałem wcześniej, to zjawili się na nim wszyscy!!! Byłem ja, którego przedstawiać Wam nie będę. Była też Wiola, co Niewyparzoną Pudernicę prowadzi. No okej. Wymieniłem już wszystkich. Nasza regionalna brać blogerska, jest ogromna jak widać.

Spotkanie było niezwykle owocne. Porozmawialiśmy trochę o problemach tego świata jak wpływ klimatu Kolonii Łopiennik Dolny na populację piesków preriowych na Alasce. Porozmawialiśmy również o blogosferze w stylu: Ten to chuj, tamten też, a tamten to już całkiem tak wszystkim w dupę włazi, że czopek przy nim, to taki tyci tylko jest. Ponadto dyskutowaliśmy o tematach rozwojowych naszych blogów. Obmyśliliśmy na przykład 3 sprytne sposoby na zarobienie miliona w jeden dzień.
Ze spotkania wyniosłem bardzo wiele. Dwa piwa i portfel jakiegoś małolata.

Z dupy wzięte


W sobotę wieczorem z żoną poszliśmy na karuzelę. Ogarniamy co i gdzie, po czym w oczy rzucają mi się one – krwiożercze i wygłodniałe łabędzie! To musi być mocne – mówię, po czym wskoczyliśmy na nie. Żona zajęła tego z przodu, a ja tego z tyłu. Bo nie dało się zająć dwóch z przodu, nad czym bardzo ubolewałem. No ale to nic. Pomyślałem, że pokażę żonie, co to ja nie potrafię i jak tylko ruszymy, to wcisnę gaz i ją wyprzedzę. Chwila ciszy i jazda. Od razu chciałem przystąpić do działania i zajarany wciskam na gaz... ale, ale... ktoś wykręcił pedały chyba. Widziałem w sumie po drodze kilku cyganów, więc aż tak mnie to nie zaskoczyło. Postanowiłem zatem rozbujać mojego łabędzia metodą przód – tył, czyli jak huśtawkę zwykłą. Szyderczo spojrzałem jeszcze tylko na żonę, ale jej nie było! Kurwa nikogo nie było. Sam jak debil walczyłem ze swoim łabędziem tylko. Zaczynam rozglądać się na boki i widzę tylko, jak każdy się uśmiecha i pokazuje na mnie palcami. Eh ta sława – pomyślałem. No nic. Oby tylko żadna dziewucha do mnie z gołymi cycami po autograf nie przyszła, bo i ona w ryj by zarobiła od mojej żony i pewnie ja też do tego. No nic. Gdzie oni kurwa wszyscy są? Ukradkiem coś mi mignęło w górze. Toż to łabędź mojej żony! Pierdolony pofrunął z nią na grzbiecie! Jak ją teraz uratować. Wiatrówki nie mam, bo tak to przyjebał bym mu w łeb i by spadł, ale w sumie dość wysoko było i jeszcze krzywdę żonie by zrobił. Zacząłem mówić do mojego łabędzia: Zobacz! Ten z przodu lata, to i ty też potrafisz. Dasz rade ziom. No leć!! Chyba mnie nie zrozumiał, bo tylko jakąś plamą oleju we mnie plunął. Czułem się bezsilny. Tylko waliłem go pięściami po grzbiecie, ale to nic nie dawało. Wtedy stała się rzecz niemożliwa. Wszystkie łabędzie zaczęły zwalniać i lądować powolutku, tak że nikomu nie działa się krzywda. Po chwili wszystkie się zatrzymały i ludzie zaczęli z nich schodzić. Od razu podbiegłem do żony pytając czy wszystko ok. Spojrzała na mnie tak, jakby przed chwilą ktoś mi lobotomię zrobił. Zapytałem jeszcze, co zrobiła, że jej łabędź odleciał, a ona na to, że za wajchę pociągnęła tylko. Aha, odpowiedziałem. Czyli to nie był hamulec ręczny.

Tak zakończył się mój udział w wesołym miasteczku. Po tym oddaliliśmy się, by świętować. A, że to święto piwa, więc wiecie. Dziecko miało opiekę, więc hulaj dusza.

Chmielaki! Jest to festiwal, który każdy przynajmniej raz w życiu musi odwiedzić, z tym, że tutaj nikt nie każe nikomu bić pokłonów ani nie zostanie zadeptany. Najwyżej w ryj może dostać, albo go okradną. Czyli normalka.


Zapraszam za rok. Albo dziś, jak chcecie, to się jeszcze załapiecie.

Podobne posty:
-przygoda
-pieprzona zima
-jak rozstałem się z przyjacielem na długi czas
Obsługiwane przez usługę Blogger.