5 rzeczy, których można się nauczyć od zwierząt
Zwierzęta od zawsze były w moim domu. Odkąd pamiętam miałem
koty. Mnóstwo kotów. Miałem też psy. Przybłędy takie, bez domu, bez pana, więc
je wziąłem przygarnąłem no i były. Pocieszne, przyjazne, oddane.. jak z filmu
jakiegoś. Miałem też często inne zwierzęta w domu, takie jak myszy, szczury i
ptaki.. serio. Tak moja kocica kochała polować, że przynosiła ich truchła pod
nasze drzwi wejściowe, po czym darła mordkę swoją małą, niczym Leonidas, kiedy
Xserksesa dzidą zajebał. Taka to cwaniara była. Teraz, kiedy mam swoją rodzinę,
również mam zwierzaki. Dwie kocice ze schroniska przygarnięte, o czym pisałem
tutaj. Mamy też w domu świnię! Żywą i wielką, tylko taką, która w niebo potrafi
spojrzeć. Często żona do mnie mówi: ale ty świnia jesteś.. Coś w tym jest.
Zwierzak jest przyjacielem. Przyjdzie się położyć obok,
kiedy coś nam dolega. Katar, grypa, angina, kac morderca, kiła.. one będą wtedy
przy nas. Są naszymi przyjaciółmi. Są również niezastąpionymi towarzyszami
naszych dzieci. Są również nauczycielami. Nie jest prawdą to, że to my uczymy
wszystkiego naszych pupili. Wielu rzeczy, to my się możemy od nich nauczyć, a co lepsze, to najbardziej skorzystać z tego mogą dzieci.
Wierność
Kto z nas nie słyszał
o psie rasy Akita, który wabił się Hachiko? Na jego temat powstała nawet głośna
ekranizacja, która sprawia, że nawet największemu twardzielowi zbiera się woda
w oczach, czyli łzy tak zwane, płaczemy krótko mówiąc. Pies ten codziennie
czekał na dworcu na powrót z pracy swojego pana.. Pewnego dnia, właściciel ten
zmarł, a pies czekał.. czekał przez wiele lat, aż do końca swoich dni. To jest
jedna z najbardziej poruszających historii jakie słyszałem..
Wierność to nie tylko czekanie. Podam Wam przykład z życia wzięty. Mój dziadek miał kiedyś
psa o wdzięcznym imieniu Bobek. Był on zwykłym kundelkiem, który sikał ze
szczęścia za każdym razem, gdy ktoś go pogłaskał, czy chociaż do niego
powiedział. Bobek miał jedną cechę, która odróżniała go od innych
przedstawicieli gatunku. Mianowicie nie potrafił pływać, a za każdym razem, gdy
widział wodę, to tylko kładł się przestraszony. Widział ją często, bo dziadek
jest wędkarzem i zawsze Bobka zabierał ze sobą nad rzekę. Pewnego dnia
wyjechali oni na weekend nad jezioro. Tam dziadek wziął łódkę i wypłynął na
drugą stronę jeziora, gdzie miał swoje miejsce do łowienia. Bez psa oczywiście,
który z babcią został w domku. Po pewnym czasie zauważyła ona, że Bobka nie
ma.. Wiecie gdzie był? Popierdzielił za swoim panem! Nie wiadomo jak, dopatrzył
się go w łódce na drugiej stronie jeziora i… wskoczył do wody.. Płynął..
Dziadek opowiadał, że zobaczył tylko jakieś dziwne stworzenie, które z
pewnością nie było kaczką, które mozolnie zbliża się w jego kierunku. Wyciągnął
kotwicę i z ciekawości zaczął płynąć na spotkanie z tym stworzeniem, które
okazało się Bobkiem.. W momencie, gdy zorientował się, że to jego niepotrafiący
pływać pies, to się popłakał… To jest idealny przykład wierności..
Cierpliwość
Tutaj posłużę się już przykładem moich kotów. Zdecydowana
większość wąsatych ma to do siebie, że chodzi własnymi drogami. Rzekomo, to nie
właściciel ma kota, a kot jest właścicielem człowieka. To kot przynosi te
wszystkie zdobycze do domu, nie po to, by jak się większości wydaje, żeby się
pochwalić, tylko po to, by go nakarmić. Kot traktuje człowieka jako słabą
jednostkę, która nie potrafi polować, dlatego właśnie czasem jakiegoś szczurka
przytarga. Moje koty są inne. Być może dlatego, że wiedzą jakie szczęście ich
spotkało, że znalazły bezpieczny dom i nie muszą reszty życia spędzić w klatce.
Są cierpliwe.. o ile, gdy ja dokuczam im w stylu: a poczochram futrzaka bo
brzuchu, czego nie znoszą, to czasami mnie podrapią albo ugryzą. Taka natura i
to normalne. Sam pcham łapy, gdzie nie trzeba, to mam za swoje. Sytuacja jednak
zmienia się diametralnie, gdy zaczyna im dokuczać moje dziecko. Nigdy nie
została podrapana. Kilka razy dostała łapą, ale nigdy nie zostały wyciągnięte
pazurki. Nie zawsze zdążymy zareagować, gdy córkę najdzie akurat ochota na
wzięcie kota na ręce, czy pociągnięcie za ogon. Moje bestie jednak są tak
cierpliwe, że często po takiej „zabawie” jeszcze przyjdą do dziecka i się
wymiziają..:)
Miłość
Tak. Z racji tego, że u nas są dwa osobniki i to tej samej
płci, to nie ma dnia, by futro nie latało w powietrzu. Tak się pierony leją
czasami, że wszystko lata po mieszkaniu. Jednak kiedy się zmęczą, to kładą się
obok siebie i najpierw jedna drugą dokładnie myje, a następnie zasypiają
przytulone. Piękny widok. Wtedy często mówimy do córki: no idź się przytul do
kotków, i wtedy mała radośnie biegnie i kładzie się obok nich, albo ogólnie je
przytula. Cudowne uczucie.
Cieszenie się z małych rzeczy.
Wiecie jaka jest ulubiona zabawka kota? Poza laserkiem
oczywiście:). Jest to nic innego jak szeleszcząca reklamówka, lub papierowa
torba. Przecież to jest nic. Codziennie się jakąś z zakupów przywozi, bo zawsze
zapominam z domu zabrać. Moja córka również zaczęła je naśladować do tego
stopnia, że często jak coś dostaje, to nie interesuje ją zawartość, tylko
opakowanie i ma przy tym niesamowitą radość. Zawartością zaczyna się bawić
dopiero po jakimś czasie. Często o tym zapominamy nawet my – dorośli. Nie
potrafimy się cieszyć z błahostek. Jesteśmy jacyś przygnębieni, bo inflacja,
podatki, rząd, rachunki, pieniądze.. Powinniśmy nauczyć się czerpać radość z rzeczy
wydawało by się nieistotnych, jak każdy nowy dzień w zdrowiu.
Braterstwo i odwaga
Miałem kiedyś sukę owczarka. Była niesamowicie przyjazna.
Pies idealny można by rzec. Była bardzo posłuszna i w momencie, kiedy byliśmy
na podwórku, to każdy mógł do nas przyjść bez obaw, że zostanie ugryziony. Co
innego, jak nas nie było:). I przyszedł kiedyś mojego taty kolega, z którym
znają się całe życie. Rozmawiali i żartowali między sobą, aż w pewnym momencie
w trakcie rozmowy, ten kolega klepnął mojego tatę koleżeńsko w plecy. I wtedy
się zaczęło.. moja sunia odebrała to jako atak i zagrożenie, po czym jak
błyskawica rzuciła się na niego. We dwóch z ojcem nie mogliśmy sobie poradzić,
żeby zaprowadzić ją do boksu, bo w taką furię wpadła. Dopiero jak ten kolega wyszedł
za ogrodzenie, to się ta sztuka udała.
Z dumą po latach mogę powiedzieć, że miałem psa, który za
nami by skoczył w ogień.. a moje obecne koty? W razie zagrożenia pewnie zrobiły
by to co umieją najlepiej.. Poszły by sobie wylizać zadek.
PS. Kiedy powiedziałem żonie, o czym napisałem, to podpowiedziała mi, żebym dopisał o tym, że człowiek od zwierzęcia może nauczyć się trafiania do własnej kuwety..:) nie wiem co miała na myśli:P
śmieszny kot, ale nie dla mnie..
podobne posty
Czy kot może być zagrożeniem dla dziecka?śmieszny kot, ale nie dla mnie..