5 rzeczy, które musisz zabrać na spacer z dzieckiem.
Do napisania dzisiejszego posta skłonił
mnie jeden konkurs, w którym miałem okazję wziąć udział.
Zadanie konkursowe polegało na odpowiedzi na pytanie: jakie trzy
rzeczy zabierasz ze sobą na spacer? No pytają, to odpowiedziałem..
Nie byłbym sobą jednak, gdybym nie napisał tego inaczej niż
wszyscy. Postanowiłem stworzyć posta dokładnie w tym temacie,
nieco jednak ubogacając moją odpowiedź konkursową. Dodam jeszcze
tylko, że tamten konkurs wygrałem – jeaa! Jestem zajebisty!
Co zabrać ze sobą na spacer?
Dziecko
Jako pierwsze organizując spacer,
radził bym zabrać na niego dziecko. Taki mały szczegół na
początek. No bo wiecie, siedzi laska przez kilka godzin przed
lustrem, nakładając na lica swe tysiące bliżej nieokreślonych
kosmetyków o składzie, który nieznany byłby nawet Mendelejewowi,
co to układ okresowy stworzył dla pierwiastków. Nie mylić z
cyklem okresowym, który z pierwiastkami za dużo wspólnego nie ma,
jak już to z plemnikami..taka zamiana mała słów mi się udała
spontanicznie. Ha Ha. Żarcik kosmonaucik.
Dobra. Mejkap na twarz zarzucony,
przykrywając tym samym wszystkie pryszcze, krosty, i inne
niedoskonałości i kompleksy, skutecznie zamieniając piękno
naturalne na to, co przeważnie widnieje na witrynkach sklepowych w
każdej jednej pieprzonej sieciówce. No to można ruszać dumnie w
miasto. Plus siedem do prezencji, spódniczka typu ledwo zakrywająca
pipę i bluzka top, by koniecznie piersi swe okazać światu i by
przyciągały one wzrok pożądania napalonych małolatów. W takim
ferworze nie trudno zapomnieć przy wyjściu o takiej drobnostce
jak... dziecko..
Wózek
jako drugie proponuję zabrać wózek.
To taka machina na kołach czterech, albo trzech w sumie, jak w
fabryce materiału zabrakło i zaczęli ludziom wciskać ciemnotę, że
to tak ma być niby. Wózki mają jedną wadę. Jako napęd służy
im woźnica, czyli jeden z rodziców pcha ten kawałek szrotu a
kółkach. Woźnica jest również na bryczce, co ją konie ciągną.
Tutaj jest gorzej, bo funkcję konia przejmuje właśnie woźnica.
Nie dość, że kierować, to i jeszcze pchać trzeba, albo ciągnąć
nawet.
Wiecie, można iść na spacer z
dzieckiem bez wózka. Tylko co jeśli ono jeszcze nie chodzi?
Przecież nie położysz takiego na chodniku i nie będziesz za ręce
ciągnąć, bo to by wymagało od Ciebie, że musiała byś się
ostro schylać, a kręgosłup jest jeden i dbać trzeba, bo jak
pierdolnie to nie ma zmiłuj. Można iść na spacer bez wózka i z
dzieckiem, które już potrafi samodzielnie przemieszczać się na
kończynach, które z dupy wychodzą. Wyjście to jest tak samo
pojebane, jak przy pierwszym wariancie. Bo ile dziecko samo
przejdzie? Kilometr? Później Ty tyle samo będziesz zapierdzielać
z małym klocuchem pod pachą do domu. A co jak zrobi kupę? W
wózku, to rach ciach i zmienione i nikt nawet nie zdąży obczaić ubabranej w kupie małej dupiny. A na rękach? Nie wiem kuźwa, bo
nigdy nie zmieniałem w taki sposób. Podsumowanie tego akapitu
będzie takie: chceta spacera, to bierzta wózek!
Smartfon
No dobra. Dziecko jest, wózek jest, to
lecimy. Siodłamy małą pociechę do rydwanu, przypinając ją
solidnie, by podczas przejeżdżania przez przeszkody wysokie, takie
jak krawężniki na przykład betonowe, co je się przy chodnikach
ustawia, po co to to nie wiem, bo wyglądają chujowo nie wyleciało
z wózka. I ruszamy. Pierwsze kroki takiej mamy mówią wszystko o
zbliżającym się spacerze. Wyjmuje z kielni telefon, który jeszcze
kilka lat temu gdyby miała, to by się z niej każdy w szkole śmiał,
że taki obciachowy jest helloł.. Przyjmuje pozycję babuleńki, co
to całe życie ręcznie len młóciła, czyli że zgarbiona taka i
patrzy, co to jej psiapsióła z dzielni na ali kupiły, albo która
to piękność osiedlowa status związku zmieniła, na to
skomplikowane. Idzie matka nasza z dziobem pięknie wpatrzonym w
telefon. Czort z tym, że przywaliła w coś wózkiem,
powodując to, że dziecię jej gdyby nie pasy trzymające, to
odleciało by gdzieś hen hen i błysnęło by niczym zespół R w
Pokemonach.. Takie to jest spędzanie czasu z dzieckiem. Stacho
został w domu dłubiąc w nosie i czochrając się tylko co jakiś
czas po jajkach, które już tylko do tego mu służą, a Miećka
popierdziela ze smartfonem przyklejonym do dzioba zaszpachlowanego pięknie..
Kartka z adresem
Mamy dziecko, którym się nie
przejmujemy, mamy wózek, który nie dość, że ciężki jest niczym
los żuka gnojarza, który to kawałek kupy musi toczyć, niczym
Syzyf, co ten głaz pod górkę toczył, bo taką karę miał. Mamy
telefon, no to zostaje przyczepić tylko dziecku kartkę z adresem
domowym. No bo tak. Smart fonem laska, która przez pierwsze
piętnaście minut i trzynaście sekund prowadziła samotną
wędrówkę, zmówiła na spotkanie całe stadko samców i samic
również. Och jakież te spotkanie było owocne. Niczym obrady
okrągłego stołu, ale nie te nasze z TW Bolkiem i resztą świty
elitarnej, którzy dymają nas codziennie, tylko tego u Króla Artura
co był. Tak się łania zagadała, tak jej się dobrze zrobiło, a
urok jednego samczyka, który ryczeć to najgłośniej umiał w
stadzie, tak na nią zadziałał, że postanowiła mu ulec i to z nim
chce mieć kolejne młode, zapominając o tym jednym swoim małym, co
to ze Stachem u Wujka Kazia w Stodole, po oczepinach kuzynki go
spłodzili. Taka karteczka mogłaby zadziałać niczym nieśmiertelnik
na szyi komandosów z Wólki orłowskiej. Każdy po dziś dzień w
domu swoim mieszka rodzinnym, bo tam nie ma komandosów wcale i to
dlatego tak.
Jedzenie i picie
Kiedy nasza mama, stworzona na potrzebę posta tylko, z nowo poznanym partnerem
oddala się w wiadomym celu z miejsca
zostawienia wózka, to warto pamiętać o tym, by zostawić w nim
jakieś jedzenie i picie. Jak ktoś znajdzie tego brzdąca, to będzie
mógł go nakarmić i napoić, albo samemu zjeść, jak ochota taka
najdzie, ale znaczyło by to, że jest to kradzież, a to nie ładnie
kraść. Był jeden taki co kradł i się do dla niego dobrze nie
skończyło. Parys miał na imię, w plackach trochę robił, albo i
nie, bo to dawno było, w starożytności gdzieś. Ukradł on
żonę bez pytania Menelaosowi i od razu afera. Z dziesięć lat się
gamonie tłukły.. o jedną babę, która na dodatek mężowi
rogi przyprawiła, czyli okazała się zwykłą lafiryndą z
odpustu.. Nie ładnie kraść.. dlatego lepiej nakarmić;)
Tekst napisany z delikatną nutką
ironii do otaczającego nas świata.