5 powodów, dla których ojciec powinien być przy porodzie.
Przetrwałaś to! Przetrwałaś ciążę, która lada moment się
zakończy porodem. Przecież dopiero co w rękach trzymałaś test, na którym wyraźnie
zaznaczone były dwie kreski. Czy to w wyniku świadomego planowania? Po wielu
latach starań wreszcie się udało? Może to ciąża nieplanowana? To wszystko wtedy
nie miało znaczenia. Liczyło się tylko to, co będzie. A było sporo. Od
pierwszego USG, kiedy miałaś po badaniu tyle energii, że mogłabyś zasilić
średniej wielkości miasteczko, albo… pół Afryki. Pamiętasz jak dziś
widoczny na zdjęciu jedynie pęcherzyk. To była pierwsza z wielu wizyt. Badania
naprzemiennie z USG, na które za każdym razem jeździłaś podekscytowana. Z
jednej strony bałaś się tego, co powie lekarz, a z drugiej nie mogłaś się
doczekać kolejnego spotkania z dzidziusiem. Czas płynął aż do chwili obecnej. Byłaś na szkole rodzenia. Koleżanki również szczegółowo
opisały Ci swoje porody. Torby zarówno Twoja, jak i maleństwa jest spakowana i
czeka. Czeka na znak, kiedy niczym Kamil Stoch wyskoczysz z progu swojego domu,
zaraz po tym, jak Ci wody odejdą. Jesteś silna! Przygotowana! Dasz radę!
Zastanawiasz się tylko nad jednym. Czy na sali będziesz miała wsparcie.
Czy facet powinien być przy porodzie?
Wielu mężczyzn nawet
nie chce słyszeć o swojej obecności podczas porodu. Wielu mężczyzn ma zbyt
słabą psychikę i zaraz po rozpoczęciu porodu – mdleją. Serio. Znam taką
rodzinkę, gdzie ojciec „był” przy trzech porodach swoich dzieci i za każdym
razem zemdlał. Znam również przypadki, kiedy ojciec mówił, że gdyby był podczas
porodu, to nie mógłby więcej spojrzeć na swoją żonę. Zdarzają się również sytuacje odwrotne. Kobieta nie chce
obecności swojego męża, czy partnera podczas porodu, argumentując to podobnie
jak facet. Nie chce, żeby oglądał ją, kiedy wychodzi z niej dziecko. Może także
bać się niepożądanych skutków ubocznych. Ciąża jest przeogromnym wysiłkiem dla
kobiety i zdarzają się sytuacje, kiedy kobieta delikatnie mówiąc, może popuścić.
Dlatego lekarze i położne proponują wcześniej lewatywę. Kobieta w takiej
sytuacji nie dość, że jest w szoku związanym z porodem, to jeszcze obwinia
siebie. To jest naturalne. W takich wypadkach nie ma wstydu.
Wstyd jest wtedy, jak na siłowni jakiś Miecio paker, co chce przy kozaczyć przy
jakiejś nowo przybyłej na siłkę dziewuszce, zakłada sobie zbyt duży ciężar i
wtedy się fajda z wysiłku. Kretyn. To czy partner będzie obecny, zależy tylko od Was. Ja jednak
przedstawię kilka powodów dla których warto być przy porodzie.
Wsparcie
Pierwszy i najważniejszy punkt. Niezwykle ważny zwłaszcza
przy pierwszej ciąży. Wiecie, jakie są Polskie szpitale i jaki potrafi być
personel? No właśnie. Jak nie ma
znajomości, albo $, to można… My akurat mieliśmy szczęście i trochę znajomości (a co! przyznam się). Żonę po
przyjęciu traktowały panie jak siostrę lub córkę, mimo że łóżko miała na
korytarzu, ale to długa historia. Non stop ktoś pytał czy wszystko ok, oraz
proponowali coraz to inne sposoby uśmierzania bólu. Nie było nawet chwili,
nawet oznaki jakiegokolwiek zdenerwowania na żonę, kiedy po raz enty pytała:
jakie jest rozwarcie? Wybór szpitala, który jest oddalony od naszego mieszkania
o 70 kilometrów, nie był przypadkowy. Mamy co prawda pod nosem szpital w naszym
mieście, ale nie chcę nawet pisać o akcjach, jakie się tu działy. Chociaż nie!
chcę! Ale to innym razem. W takich przypadkach partner jest jedyną osobą,
która może Cię wspierać, masować kręgosłup, czy później liczyć czas między
skurczami. Może także podczas samego porodu trzymać Cię za rękę i dodawać
otuchy.
Obserwacja
Ten punkt z pewnością szczególnie wezmę pod uwagę, kiedy
moja żona będzie rodzić po raz drugi. O co chodzi? Obserwacja czego? A no
wszystkiego. Kiedy poród kończy się pomyślnie i dziecko dostaje dyszkę, to nic
nie ma znaczenia. Poród się odbył i tyle. Czasem jednak zdarzają się porody
(jak nasz), że poród do samego końca idzie dobrze, aż tu nagle bach! Dziecko
nieprzytomne z 1 punktem. Obserwacja pomoże nam kontrolować zapis KTG podczas
porodu. Warto wcześniej się zapoznać w jakich zakresach musi być tętno i kiedy
poród naturalny natychmiast powinien kończyć się cesarką. Taka wiedza zawsze
może się przydać, kiedy przyjdzie nie daj Boże, do walki o swoje prawa.
Przecięcie pępowiny
Chwila, która jest jedną z najbardziej intymnych i
magicznych chwil, jakie może doświadczyć człowiek. Ja mimo obecności przy
porodzie, możliwości przecięcia nie miałem. Życie dziecka było jednak
ważniejsze od mojego pragnienia.
W razie w
Ku przestrodze. U nas poród zakończył się transportem
dziecka, do szpitala dziecięcego, na co wymagana jest zgoda opiekuna prawnego.
Nie do końca orientuje się, jak to jest prawnie. Czy w przypadku ratowania
życia, lekarz sam może dokonać wyboru. Wydaje mi się że tak. Jednak ja miałem
kilka kartek do podpisu. Zgoda na transport, zgoda na leczenie, zgoda na coś
tam. Nawet nie wiem na co. Pisałem, jak idzie. Nawet jeśli z jakiegoś powodu
nie chcemy, czy nie możemy towarzyszyć partnerce przy samym porodzie, to warto
być w pobliżu. Tak w razie w.
Może zaalarmować.
Nie tak dawno głośno było o porodzie, gdzie dziecko urodziło
się z 10 punktami i położyli dziecko matce na piersi. Po jakimś czasie rodzice
zauważyli, że coś jest nie tak, że dziecko się nie rusza. Ojciec zaalarmował i
rozpoczęto reanimację. Dziecko żyje, ale ma czterokończynowe porażenie mózgowe.
Nie będę się zagłębiał w to, czy to był błąd lekarza, bo nie do końca znam całą
sprawę, ale chodzi mi o to, że po porodzie kobieta jest strasznie osłabiona, a
facet w razie jakichś podejrzeń co do stanu dziecka, czy żony, może natychmiast
zareagować.
Różne są sytuacje i nie zawsze facet mimo chęci może
uczestniczyć przy porodzie, jednak dla mnie chłop, który nie ma odwagi być
wtedy przy żonie, jest zwykłą miękką pipą:)
A jak to wyglądało u Was? Czy może etap porodów dopiero
przed Wami?
Podobne posty:
-historia małej wojowniczki.
-Dlaczego podczas ciąży, partner jest nieobecny?
Podobne posty:
-historia małej wojowniczki.
-Dlaczego podczas ciąży, partner jest nieobecny?
Mój mąż był przy mnie cały czas, ale niestety nie zdążył przeciąc pepowiny, akcja potoczyła się zbyt szybko i nie było chwili na zwłokę w wyciąganiu córki :)
OdpowiedzUsuńAle był! Dzielny zuch;)
OdpowiedzUsuńJa mam poród przed sobą (za 3 miesiące). Jeszcze nie zastanawiałam się "jak to będzie", ale na pewno chcę aby mąż był przy mnie. Nawet nie wyobrażam sobie tego inaczej :)
OdpowiedzUsuń:) świetnie! zdrówka dla dzieciątka i dla Ciebie! i żeby poród był przyjemny:P
UsuńŻyczę szczęśliwego i szybkiego rozwiązania. :)
UsuńMój mąż musiał czekać na korytarzu. Miałam cesarkę. Nawet dziecka nie mógł zobaczyć przez kilka godzin. Ale gdy mnie wywieziono z bloku, to od razu przejął nade mną opiekę. I całe szczęście, bo źle zniosłam i narkozę i podanie morfiny. Położne z lekarzami nie potrafili dać sobie ze mną rady. Zamknięto mnie w łóżku z barierkami. Wywieziono drugą młodą mamę z sali do innej i to mąż pomógł mi przejść przez najgorsze w tym dniu samopoczucie.
OdpowiedzUsuńNa szczęście po kilku godzinach i mi atak przeszedł i dziecko nam przywieziono. Małe cudowne szczęście, dla którego przeszłabym jeszcze raz to samo, a nawet sto razy.
Dzisiaj jak się czuję poirytowana krzykami młodego, to przypominam sobie, jak kilka miesięcy temu było nam ciężko i dziękuję, że wszystko skończyło się dobrze, a uśmiech sam wraca na twarz.
Co prawda nie mam doświadczeń w kwestii ciąży i porodu, ale nie wyobrażam sobie, żeby męża nie było przy mnie. Tak, jak w każdej innej ważnej czy trudnej chwili. Ciekawa jestem czy by podołała, bo na widok krwi robi Mu się słabo :) A przez lata leczenia poznał mnie już dosłownie z każdej strony, więc nic nam nie straszne.
OdpowiedzUsuńJa od początku mówiłam, że nie chcę, aby mój mąż był przy porodzie. Nie dlatego, że się czegoś wstydzę, bo mogę przy nim zrobić wszystko a on i tak będzie mnie kochał i pragnął. Po prostu mam przed tym jakiś opór. Jednak Twoje argumenty dały mi trochę do myślenia.
OdpowiedzUsuńPrzy mnie męża nie było, ale nie naciskałam na niego, a on nie był do końca przekonany, czy da radę, więc postanowiliśmy, że będę sama. Nie było żadnych problemów na szczęście, ale po tym co tu przetoczyłeś następnym razem zrobimy to razem :)
OdpowiedzUsuńNie wyobrazalam sobie porodu bez mojego Meza. Myslalam, ze nie da rady patrzec na moje "meczarnie", a spisal sie na medal. Podawal mi wode, parl ze mna, wspieral psychicznie I motywowal, a potem dumnie przecinal pepowinke moim chlopcom. Nie wiem czy dalabym sobie rade bez niego...
OdpowiedzUsuńNie wiem jak to jest rodzić (i nawet czuję ulgę, że się o tym nie przekonałam) - ale chyba jednak wolałabym, żeby mąż czekał na zakończenie całej akcji za drzwiami. Zresztą podejrzewam, że i tak zdecydowałabym się na cesarkę (tak, SAMA bym się zdecydowała - niezależnie od tego jak jest to postrzegane, bo zawsze panicznie bałam się bólu) - a w takich przypadkach mężowie nie są rzecz jasna wpuszczani na salę.
OdpowiedzUsuńPodziwiam odwagę! Dużo osób myśli o cc jak o pójściu na łatwiznę, co wcale nie jest prawdą. I nawet jak się idzie ze wskazania, to i tak inni patrzą na kobietę, która poród chce mieć szybko z głowy.
UsuńMąż był przy porodzie pierwszym, przy "cc" już nie mógł. Duże wsparcie, chociaż pępowiny przeciąć nie chciał ;)
OdpowiedzUsuń