suplementy, to gówno!
Kiedyś było inaczej. Człowiek jedynie czym się przejmował, to tym żeby coś upolować do jedzenia i samemu nie zostać przy tym zjedzonym. Polował na wszystko i żył przy tym w zgodzie z naturą. Nie zabijał niepotrzebnie i nic się nie marnowało. Później przyszła cywilizacja i sielanka poszła daleko. zaczęły się ograniczenia, kary, przepisy i moje ulubione podatki. Z cywilizacją przyszło coś jeszcze. Coś co rozwija się w zaskakującym tempie do dzisiaj i przestać nie ma zamiaru, mianowicie nauka.
Rozwijamy się w każdej dziedzinie życia (no może poza polityką). Prace kiedyś wykonywane przez zwierzęta obecnie przejęły maszyny i roboty. Dzięki nauce możemy ratować ludzi np. poprzez przeszczepy organów. Samochody projektowane są z dbałością o każdy najmniejszy detal. Jednak z nauką nie jest łatwo. Cały ten postęp naukowy czasami zostaje wykorzystywany przeciwko nam. Manipulują nami na każdym kroku, a my jeszcze jesteśmy z tego zadowoleni. Przykład? Domowi naciągacze... Jak to działa? Ma ktoś do sprzedania komplet noży za 30 zł, ale wciska nam pełny powagi, że specjalnie dla nas ma promocję i zapłacimy 250 zł. My jeszcze po drodze zbijemy cenę na 220 i jesteśmy szczęśliwi z zakupu badziewia za majątek. Kolejną mistrzynią manipulacji jest telewizja. Reklamy lecą non stop, a przy każdej pracują specjaliści od spraw marketingu i sprzedaży. Im zależy na tym, by sprzedać i tylko na tym. To, że w reklamach padają słowa typu: najlepszy, zdrowy, najtańszy, świetny, jedyny taki, to wszystko jest zabieg celowy. Pokażą Ci takiego przykładowo małego głoda i już masz gotową bombę cukrową dla swojego dziecka. Jednak to nie spożywka jest najczęściej reklamowana, tylko coś co mnie osobiście delikatnie mówiąc wkurwia.
Dzień z suplementami
Gdybym miał żyć wedle tego, co pokazują reklamy, to mój dzień by wyglądał pewnie tak: wstaję rano i biorę suplement na rozbudzenie, zamiast kawy mam suplement z najwyższą dawką kofeiny. Zębów myć nie muszę, bo przecież są suplementy na odbudowę płytki nazębnej, oraz poprawiających kolor i trwałość szkliwa. Okulary wyrzucam do kosza, bo mam przecież suplement poprawiający wzrok. Nigdy o niczym nie zapomnę, jak wychodzę z domu, bo mam suplementy odpowiednio na pamięć, koncentrację i trzeciego zapomniałem. Wychodzę z domu. Jeszcze na klatce biorę kolejne dwa suplementy na odporność i mogę ruszać do pracy. W aucie biorę na szybko suplement na koordynację ruchową. W pracy od razu łykam garść suplementów. Na stres, na brzydki oddech z paszczy, bo przecież zębów nie umyłem, na zmęczenie, na lepszą wydajność, na zwiększenie energii, na siłę Koriolisa i na przyciąganie ziemskie. Po pracy koniecznie biorę suplement szczęścia i radości. O zakupy do domu się nie martwię, bo wszystko mamy w suplementach. Po suplementowym obiedzie mogę śmiało ruszyć na siłownię lub basen. Bosko! Jeszcze tylko kilka suplementów na masę, rzeźbę, wydolność, ATP, FBI i HGW. Wieczorem siadamy do kolacji, która o dziwo jest normalna. Chleb, wędlina, jajo, kawior i przegrzebki. Po wszystkim oczywiście suplement na trawienie. No nic, trzeba nakarmić dziecko. Oczywiście suplementem, bo żona nie brała suplementów zwiększających ilość pokarmu. Myć się w sumie nie muszę, bo prałem suplementy przeciw poceniu się, przeciw bakteriom, wirusom, rota wirusom, pneumokokom czy chorobie wściekłych krów... No ale przegląd ciała robić trzeba. Najpierw suplement na wypadające włosy. Następnie na ładne paznokcie i na koniec zamiast maseczki biorę suplement przeciw starzeniu się. Życie seksualne istnieje tylko po wzięciu tabletki. Ostatnim suplementem, jaki biorę jest ten, żeby z tego wszystkiego się nie zesrać.
Tak! Jestem suplementowym hejterem. Śmiało linczujcie. Nie uznaję całego tego syfu. Wciskają nam sztuczne zamienniki wszystkiego, zamiast postawić na edukację. Obawiam się, że nawet nikt do końca tego całego suplementowego procederu nie kontroluje. Nie uważam, że wszystkie bez wyjątku są złe. Dopuszczam stosowanie w przypadku, kiedy takie jest zalecenie lekarza albo nie można dostać naturalnego składnika, którego brakuje w organizmie.
Zdecydowana większość suplementów to nic innego jak witaminy, czy minerały. Wrócę tu do ładnych paznokci. W pewnym momencie zauważamy, że robią się one mniej ładne i zaczynają pękać. Co wtedy robimy? Idziemy do apteki, zielarki, znachorki, szamanki albo wojownika Jedi i dostajemy jakiś suplement na paznokcie. Jednak czy jest to jedyny sposób na ich poprawę? Hola! Mamy 21 wiek. Wszystko jest w Google. Można bez problemu znaleźć w necie, co wpływa na kształt i twardość paznokci, oraz jakie naturalne produkty mogą nam tego dostarczyć. Brakuje nam żelaza? To można kupić sok z buraka albo szczerzej wprowadzić je do naszej diety. Takich przykładów jest mnóstwo.
Najlepszą reklamą, jaką ostatnio słyszałem, był suplement o nazwie acerolcośtam. W każdym razie jest po części robiony z naturalnej aceroli i ma za zadanie zwyczajnie zwiększyć poziom witaminy c w organizmie. Gdzie tu sens i logika? Mamy kupować sztuczną acerolę i sztucznie podawać, płacąc za to, czort wie ile, kiedy możemy pójść do sklepu zielarskiego, a czasem do zwykłego zieleniaka i kupić prawdziwy sok z aceroli? No krew mnie zalewa. Niedługo dojdzie do tego, że zrobią tabletkę zawierającą naturalne piwo. Wyobraźcie sobie swojego faceta, który ogląda finał mistrzostw świata w piłkę i zamiast pić piwo, to zajada tabletki?
Suplementy to nie leki
Zdarza się, że te dwa pojęcia są mylone. Suplementy nie mają tak rygorystycznych norm. Nie są także dokładnie badane przed wpuszczeniem na rynek. Zbyt łatwo dajemy się mamić. Wystarczy, że powiedzą o suplemencie, że jest zrobiony z wątroby rekina, to już hura i lecimy do apteki. Gdyby zrobić suplement z wątroby świni, to też byśmy kupili, gdyby ktoś powiedział, że podnosi odporność? OO albo wyciąg z porostu islandzkiego. Fajnie, lećmy i kupujmy, zupełnie nie znając właściwości tej rośliny. Tak samo nie mamy pewności, że nie jest to zrobione z glonów z jezior mazurskich. Skoro jednak mówią, że z porostu islandzkiego to tak jest. Gdyby ktoś wprowadził wyciąg z jajec knura i powiedziałby, że będziesz żyć o 5 lat dłużej przez to, to raczej tego nie kupisz, ale jak słyszysz jakąś nazwę po raz pierwszy, to zaczynasz się zastanawiać.
Nie muszę, to nie biorę. Co nie oznacza, że postępuje właściwie. Każdy ma prawo się pomylić. Ja jednak wolę dobrze i dużo zjeść, niż nadrabiać to prochami.
Podobne posty:
-po co chodzić do lekarza?-jak przypadkiem pozbyłem się łupieżu?
-czy zaszczepić swoje dzieci?