Ten 1 błąd może drogo kosztować każdego rodzica

2/08/2017 03:46:00 PM

Twoje dziecko tak szybko rośnie. Staje się coraz ciekawsze świata. Jego horyzont sięga już dużo dalej niż szczebelki łóżeczka. Zaczyna otwierać szafki i wyciągać z nich wszystko, co się da. Czasami przyszczypnie sobie paluchy, ale wcale nie zniechęca to, od podejmowania kolejnych prób poznania domu. Twoje dziecko po krótkim czasie wie lepiej, co masz w szafkach niż Ty. To tylko Tobie się wydaje, że jest Ono jeszcze za małe, żeby cokolwiek rozumieć. Nie będę pisał o tym, jak zablokować szafkę przed otwarciem, bo dziecko to taki mały Mcgyver i poradzi sobie ze wszystkim. To tylko kwestia czasu. Napiszę dzisiaj o czymś ważniejszym. Czego nie należy robić i o czym warto pamiętać mając małe dzieci. 


Leki. Każdy ma je w domu. Jedni więcej, drudzy mniej. Jedni kupują je na zapas, inni tylko w razie konieczności. Jedni biorą je profilaktycznie lub jak tylko pojawiają się pierwsze oznaki jakiejś choroby, inni stosują je tylko w razie konieczności. Medycyna się rozwija, a rynek lekarstw kwitnie. Coraz to nowe leki się pojawiają i każdy jest tym najlepszym. Zastanawialiście się może, dlaczego jeden lekarz przypisuje ten lek, a tamten inny na tę samą chorobę? Nie dla  naszego dobra, tylko dla dobra swojego portfela. Lekarze rzekomo już nie biorą w łapę, ta... a PiS, to dobra zmiana. Każdy chapie dla siebie jak najwięcej. Przyjmijmy, że pracujesz jako sprzedawca w sklepie z akcesoriami dla dzieci. Jesteś na dziale z wózkami, 30 różnych firm, z czego każda firma ma po pięć modeli. Jedna z tych firm proponuje Ci tygodniowe wakacje w jakimś zajebistym kurorcie na Malediwach tylko za to, że będziesz polecać Ich wózki. Pójdziesz na to? To nic, że wózki tej firmy są droższe i mają gorszą specyfikację od konkurencji. Ważne, że myślami jesteś na Malediwach. Tak samo jest z lekami. No cóż. Nie każdy bierze, ale za to każdy kłamie. 

Na rynku mamy maści, pastylki do ssania, pastylki do połykania, pastylki srakie i owakie, kremy, syropy, plastry, saszetki, czopki, globulki i lekki w jeszcze innych formach. Nie mówię, że są one złe. Żeby wejść na rynek, muszą one przejść szereg testów i zmieścić się w określonych normach, nie to co szczepionki. Punkt dla mnie pro szczepmynawszystko. Leki są dobre, to ludzie są źli.

Zastanawiasz się, co to ma do rzeczy, do stu beczek śledzi. Otóż irytuje mnie bezmyślność ludzi. To, w jaki sposób przechowują leki i jak łatwo są one dostępne. Rozumiem, że jak mieszka się samemu, to w niczym ich lokalizacja nie przeszkadza, ale jak już mamy dzieci, to i owszem. Dzieci są ciekawe wszystkiego: nowych miejsc, smaków, zapachów. Z bliskim zapoznaniem się z lekami też nie mają większego problemu. Naszym zasranym obowiązkiem jest ten moment poznania się, jak najbardziej opóźnić. 

Opowiem Wam sytuację z mojego dzieciństwa.


Moi rodzice. Obserwując, jak to ja się szybko rozwijam, pewnego dnia postanowili nauczyć mnie nowej czynności, a konkretnie picia z butelki (bez smoczka).  Oczywiście ja, pojętny uczeń. szybko załapałem, o co chodzi i od tego czasu skończyło się podawanie płynów na łyżeczce. Moi rodzice tak sobie ułatwili moje wychowanie, że nawet syrop mi podawali z gwinta, bo gdzież tam łyżeczki brudzić. Syropki u nas zawsze były. Dwóch synów, którzy co raz to nowe zarazki przynosili do chałupy, więc było w pogotowiu. Częste słowa, które padały w domu, to: gardło mnie boli. Odpowiedz, była przeważnie taka sama: napij się syropu. 

Umiałem pić z butelki i to nie istotne jakiej. Jednak mi nie wyszło to na dobre. Pewnego razu byłem sam w domu (jak Kevin), tylko mnie zostawili świadomie. A co się dziecku stanie. Przecież tylko do sklepu skoczę po pieczywo. Stało się to, że postanowiłem bez niczyjej zgody napić się syropu. Leki stały nisko w szafce, więc bez trudu wziąłem, co chciałem. Och, jakież to musiało być zdziwienie rodzica, który właśnie wrócił ze sklepu i patrzył na sine dziecko z wyciekającą pianą z buzi. Tak ,tak. Tym dzieckiem byłem ja. Pech chciał, że w tej butelce nie było syropu, tylko jodyna. 

Skończyło się na szczęście dobrze, no, chyba że to jakiś bot napierdziela w klawiaturę. W szpitalu zrobili mi płukanie żołądka i przeszło. Na moje nieszczęście, to nie był mój jedyny epizod z lekami.

Innym razem byłem u dziadków, z którymi spędziłem znaczną część swojego dzieciństwa. Nie pamiętam dobrze, co mi było, ale wiem, że babcia dała mi tabletkę do ssania. Była taka przyjemna w smaku, że tylko jak babcia poszła robić obiad, to ja czmychnąłem na podwórko się bawić. Jednak ze sobą wziąłem calutki blister tych dobrych tabletek. Mniam... skończyło się jak za pierwszym razem, w szpitalu.


Gdzie w domu trzymać leki?


No cholera. U dziecka w łóżeczku najlepiej. Pod podusią, tak żeby miało łatwy dostęp. Do każdej zabawki jeszcze tabletkę przyklej. Kurwa! leki to nie żarty. Można dziecku wyrządzić krzywdę i sobie też przy okazji. Dziecko jest jak TGV. Szybkie i ciche, dlatego koniecznie trzeba trzymać leki wysoko, albo w miejscach zamykanych. Powiesz teraz pewnie, wiem, wiem. Bla bla, a chuja wiesz tak naprawdę. Każdy Polak chuja wie, dopóki się coś nie stanie. Ja jestem uczulony na to jak cholera i leki trzymamy tak, że nawet moja żona musi stołek brać żeby dostać do nich. 

gdzie trzymać leki?

Jesteśmy rodzicami, więc bądźmy odpowiedzialni. Szkoda, że moi rodzice nie przeczytali tego ze dwadzieścia lat temu. Dziecko z pewnością będzie nam chorowało i konieczne będzie podanie leku, ale po wszystkim odkładajmy na swoje miejsce. Nie znamy dnia ani godziny, kiedy nasze dziecko postanowi samo się podleczyć.

Podobne posty:
-suplementy, to gówno!
-5 błędów, przez które nie jestem idealnym ojcem.
-5 błędów, które często popełniają matki, w pierwszym roku życia dziecka.

45 komentarzy:

  1. Przygód nie zazdroszczę, ale dobrze, że potrafisz uczyć się na kogoś błędach. Ja od dziecka miałam wstręt do leków, który do tej pory mi nie minął. Chyba dlatego w domu mam tylko jedno opakowanie tabletek, które starczą mi na rok o ile mąż mi nie wybierze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja może wstretu nie mam, ale w pierwszej kolejnosci próbuje leczyć sie naturalnie.

      Usuń
  2. Ładne miałeś przygody :-(
    U nas leki wysoko aż ja musze na krzesło wchodzić ;-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Leki to nie wszystko - trzeba uważać na detergenty, odżywki do kwiatków i co kto ma w domu chemicznego. Wysokość nie zawsze jest dla dziecka barierą, czasem będą konieczne poważniejsze zabezpieczenia, jeśli w domu mamy małego alpinistę ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Słuszna uwaga.jedynie u nas z odżywka do kwiatków nie bedzie problemu, bo kwiatkow nie mamy i jakoś nie ciagnie nss do tego, zeby mieć

      Usuń
  4. U nas też leki na najwyższej półce, nawet ja nie mogę dosiegnac. Oj nie zazdroszczę takich przygód...

    OdpowiedzUsuń
  5. Trzeba mieć po prostu oczy wokół głowy...

    OdpowiedzUsuń
  6. Współczuję przeżyć z dzieciństwa. U nas leki wysoko w szafce zamykanej. Mam nadzieję, że nigdy nie dostaną się w ręce Juniora!

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie zazdroszczę przygód. U nas też leki na półce prawie pod sufitem wiszą :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Leki, tak jak chemia do sprzątania z daleka od dzieci

    OdpowiedzUsuń
  9. To musiała być scena jak z horroru. pamiętam, że u mnie w domu też leki były nisko natomiast ja trzymam je już wysoko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. człowiek uczy się na błędach swoich i bliskich:)

      Usuń
  10. Akurat na to zwracam bardzo uwagę. U mnie w domu leki leżą na najwyższych półkach, tak że czasem sama muszę stanąć na palcach żeby ich dosięgnąć. Raz zdarzyło mi się w trakcie choroby zostawić leki bardziej "pod ręką" ale kiedy tylko dojrzałam zainteresowanie nimi ze strony mojej Córki, natychmiast wylądowały wyżej. Jest dużo sytuacji w których nawet nam nie przyjdzie do głowy jakie nieszczęście może z nich wyniknąć... Pozdrawiam

    http://matkowac-nie-zwariowac.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dzieciom wystarczy sekunda, żeby dorwać coś nowego

      Usuń
  11. Miałam kiedyś koleżankę, co sama w domu została z siostrą i się bawiły w aptekarza. Starsza sprzedawała leki młodszej a ta młodsza je naprawdę brała :P Na szczęście ta historia również dobrze się skończyła.

    OdpowiedzUsuń
  12. U mnie leki były zawsze w szafie pod kluczem, ale teraz nie mamy takiej szafki i leżą wysoko na półce. To samo się tyczy także narzędzi oraz środków czystości.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. u nas narzędzia w piwnicy. Nie kuszę losu:)

      Usuń
  13. Leki i chemia bezwzględnie poza zasięgiem dzieci. Sama się pilnuję, choć Mężowi muszę przypominać, bo nawet zostawione na chwilę, mogą znaleźć się w małych łapkach. Nie dalej jak wczoraj Tygrys wziął opakowanie z lekami za klej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. o matko... dobrze, że nic się nie stało.

      Usuń
  14. Historie mrożące krew w żyłach! Masz całkowitą rację. Nie tylko o lekach zresztą powinniśmy pamiętać. Mnie chyba jeszcze bardziej przeraża chemia - detergenty i inne środki czystości. U mnie stoją poza zasięgiem łapek dziecka i mam nadzieję, że nigdy się w nie nie dostaną!

    OdpowiedzUsuń
  15. U nas leki zawsze były na najwyższej półce wiszącej szafki, dopiero wtedy miałam poczucie, że nie wpadną w ręce dzieci.

    OdpowiedzUsuń
  16. Przez nasze szpitalne historie, często spotykamy dzieci, które wzięły coś do buzi. Nawet sobie nie wyobrażasz, co dzieci potrafią połknąć. Baterie, monety, kostki do wc to klasyka. Ostatnio był maluch z końcówką cyrkla. Na szczęście wszystko dobrze się skończyło.

    OdpowiedzUsuń
  17. moja mama kiedyś jako dziecko wzięła całe opakowanie wit C bo myślała że to cukierki... na szczęście nic się nie stało:)

    OdpowiedzUsuń
  18. U nas w domu leki są tak wysoko, że sama muszę się wspinać. ;)

    OdpowiedzUsuń
  19. Mojej córki nigdy nie interesowała zawartość szaf czy szuflad, ale leki zawsze były wysoko :)

    OdpowiedzUsuń
  20. Gagatek z Ciebie był... leki powinny być postawione bardzo poza zasięgiem dziecięcych rączek... ja na szczęście takich przygód nie miałam, syropku też mi żałowali i dawali tylko w wypadkach wysokiej gorączki :)

    OdpowiedzUsuń
  21. Nominowałam Cię do Liebster Blog Award (wybacz :) )
    Więcej u mnie: http://fajnamatka.blogspot.com/2017/02/liebster-blog-award.html
    :)

    OdpowiedzUsuń
  22. My trzymamy leki wysoko, ze chlopcy musieliby sobie krzeslo podstawic. Te "lzejsze" mamy nizej , a "powazniejsze" na wyzszej polce.
    Boze,alez miales przygody... trzeba byc bardzo ostroznym :-/ z lekami nie ma zartow.

    OdpowiedzUsuń
  23. W życiu bym nie pomyślała żeby podać komuś z gwinta syrop, kurcze, mam w domu 31-letniego męża i jak ma grypę (umiera :D), to mu na łyżeczce takie płyny podaję.
    Tak bez żartów, znam gorszą sytuację. Sąsiadka trzymała w butelce po syropie muchozol (!), gdy jej córkę bolało gardło kazała napić się jej syropu, ona grzecznie poszła i wypiła, po czym umarła.

    OdpowiedzUsuń
  24. Póki dziecka nie ma, to leki mogą sobie leżeć gdziekolwiek. Natomiast obecnie,gdy leki pakowane są w kolorowe opakowania i wyglądają niemalże jak słodycze, to gdy dziecko się pojawia, natychmiast trzeba je schować. Bo niestety o tragedię nie trudno.

    OdpowiedzUsuń
  25. My trzymamy na takiej wysokości, że nawet nam samym trudno dosięgnąć bez podstawiania sobie krzesła. Zresztą, wszystkie niebezpieczne przedmioty lepiej trzymać absolutnie poza zasięgiem dziecka i odpowiednio "izolować".

    A tak trochę z innej beczki - kolejna sprawa to postępowanie lekarzy. Jednego dnia idziesz i dostajesz leki firmy X - z rekomendacją, że są najlepsze i najbardziej skuteczne i że tylko one Twoje dziecko wyleczą. Za parę miesięcy Młody znów chory - i tym razem dokładnie to samo słyszysz o lekach firmy Y - natomiast te firmy X najlepiej wyrzucić na śmietnik i nigdy ich dziecku nie podawać. No cóż - najwyraźniej lekarka przez tych kilka miesięcy podpisała już lukratywny kontrakt z innym producentem...

    OdpowiedzUsuń
  26. Apteczki nie tylko powinny być gdzieś wysoko, ale powinny być zamykane na klucz. Bo dziecko wejdzie wszędzie, a tabletki wygladaja jak cukierki.

    OdpowiedzUsuń
  27. Na szczęście nic straszeno się nie stało. Wpis jak najbardziej potrzebny jako przestroga.

    OdpowiedzUsuń
  28. Zmroziło mnie, czytając o Twoich doświadczeniach. U nas jest zasada, że nawet jeśli córka na naszykowane leki do wzięcia, nawet gdy może sama nalać syropu na łyżeczkę, to zawsze, bezwzględnie, każde lekarstwo zażywa w obecności dorosłego. Mam zawsze z tyłu głowy smutną historię, gdy córka aktorki Ewy Błaszczyk zakrztusiła tabletką...

    OdpowiedzUsuń
  29. Przeżycia masakra,leki, chemia, jakieś drobne przedmioty, obrusy które mogą na siebie ściągnąć dzieciaki i wylać na przykład gorącą herbatę i tym podobne sprawy lepiej zamknąć wysoko w szafie.

    OdpowiedzUsuń
  30. Ku przestrodze, ale też ku rozwadze. Gdy nie ma w domu dzieci leki często trzymamy "w zasięgu ręki". Warto, już po pojawieniu się w domu maluchów, pomyśleć o tym by apteczka była dość blisko w razie nagłej potrzeby, ale dość wysoko by ciekawskie rączki tam nie sięgnęły.

    OdpowiedzUsuń

Obsługiwane przez usługę Blogger.