Mogę, ale na pewno nie muszę!
Masz chęć zajebać szefa, brata, Ojca, ciotkę, kochankę, czy pieska? A może chciałbyś ich wszystkich zebrać razem do kupy po to, by założyć groźną maskę z serii filmów piła i puścić tym osobom nagrane słowa do you want to play the game? Co może doprowadzić do takiego stanu, że stajesz się tykającą bombą i tylko sekundy dzielą Cię od detonacji ładunku? Każdy z nas kiedyś w końcu wybuchnie, tylko zależy jakiej długości ma lont. Jednak bardzo często nie trzeba do tego wiele. Przeważnie wystarczy jedno słowo.
Jedno słowo, a doprowadza do frustracji
Jedno słowo. Przecież to tak mało. Nie mam racji? Zatrzymaj się na chwilę........
Właśnie pomyślałeś sobie drogi czytelniku z pewnością więcej niż jedno słowo. Wystarczy chwila, by wypowiedzieć ich kilka. Nasz mózg często jednak nie jest w stanie zapanować nad słowami, które wypowiadamy, ponieważ zwyczajnie robimy to za szybko. Przynajmniej ja napierdzielam jak z kałacha. I ta szybkość czasami może nas zgubić. Wystarczy, że jedno nieprzemyślane słówko nam się wyrwie ukradkiem i nasze relacje z drugą osobą delikatnie mówiąc mogą pójść się przejść. Mało tego. To jedno słowo może zaważyć na naszej przyszłości. U mnie poniekąd tak właśnie było. Jedno słowo przelało czarę goryczy.
Musisz.
To było gdzieś w październiku ubiegłego roku. W pracy trochę się sypało i przez to dosyć często konieczne były wjazdy w delegacje. Z racji tego, że mały bobas w domu, to nie było mi to na rękę wcale. Poszedłem z tym tematem do przełożonego i poinformowałem go grzecznie, że nie chcę w najbliższym czasie nigdzie jeździć. Na co on, ku mojemu zaskoczeniu nie robił mi żadnego problemu, a wręcz przeciwnie. Powiedział, że jak trzeba mi będzie dodatkowe dni wolnego, to bez problemu się ogarnie. Przełożony wiedział doskonale, że bardzo często muszę z dzieckiem jeździć na kontrole po lekarzach. Minęło dokładnie sześć dni i ten sam koleś powiedział do mnie przy całym dziale dokładnie te słowa: Andrzej, musisz lecieć do Amsterdamu na reklamację. No do stu beczek śledzi! Parę dni wcześniej przecież dokładnie o tym z nim rozmawiałem. Odpowiedziałem mu wtedy grzecznie: Nigdzie kurwa nie lecę, dosadnie kładąc nacisk na drugie słowo w tym zdaniu. Co to ma znaczyć? Powiesz teraz czytelniku, że przecież jest to polecenie służbowe, które trzeba wykonać. Nie wszyscy jednak wiedzą, że mając dziecko do 4 roku życia, to jedno z rodziców może bez jakichkolwiek problemów odmówić wyjazdu służbowego. Dodam tylko, że już w tamtym dziale nie pracuję. Po paru dniach rzuciłem kwita, bo nie będę z niesłownym debilem robił, ponieważ to nie była taka pierwsza sytuacja. Zawsze jak było trzeba gdzieś pojechać, to nie marudziłem, tylko wykonywałem polecenie. No ale zostałem oszukany...
Słowo-musisz irytuje nie tylko w pracy. Każdy z Was z pewnością przerabiał sytuacje w stylu:
-musisz dziecko cieplej ubierać
-musisz dziecko lżej ubierać
-musisz zacząć sadzać na nocnik
-dziecko musi już zacząć samo chodzić.
Znacie to? Uczucie, kiedy po raz kolejny powtarzamy te same frazy, że jest jeszcze na to czas, nie działają, albo działają tylko przez chwilę? Tak sobie właśnie pomyślałem. Czy jak zostanę kiedyś dziadkiem, to też będę zrzędził, bo przecież mam dzieci i wiem lepiej? Czy może kwestię wychowania wnuka zostawię osobom o większych do tego kompetencjach? Czyt. rodzicom. No jak już poznam na to odpowiedź, to z pewnością o tym tutaj napiszę, tak że śledźcie na bieżąco.
Musisz. Nie! Ja nic kurwa nie muszę. Ja ewentualnie mogę, ale na pewno nie muszę. To jest moje dziecko. Twoje rady, nawet jak niekiedy są świetne, nie muszą zostać wprowadzone u mnie. Masz dobre intencje i chcesz się podzielić wiedzą i doświadczeniem z drugą osobą? Świetnie! Jednak nigdy nie mów, że ta osoba musi coś zrobić.
Weźmy przykład nałogowego palacza. Klient jara 2 paczki dziennie extra mocnych. W płucach ma zrobioną komorę gazową. Rak znalazł idealne siedlisko. I co? Powiesz takiemu, że musi przestać palić, bo umrze? No jest to mocny argument. Tylko co w sytuacji, kiedy nasz delikwent nie chce żyć, albo przyjemność palenia jest dla niego ważniejsza od zdrowia. Ten człowiek nic nie musi. To nam się tylko coś w bani ubzdurało, że musi on to zrobić. A kim my jesteśmy, żeby rozkazywać?
Jesteś matką. Postanowiłaś zostać dłużej w domu z dzieckiem i po pewnym czasie się zaczyna. Musisz wrócić do pracy. Dziecko ma już skończone dwa lata i jest samodzielne. Z jednej strony decyzja o zostaniu w domu była świadoma. Liczyłaś się z tym, że może będzie trochę mniej pieniędzy, ale skoro tak uznałaś, to brawo dla Ciebie. Z drugiej strony ciągła presja wywierana na Tobie przez otoczenie, z każdym dniem staje się większa. Zaczynasz się zastanawiać czy dobrze zrobiłaś, zostając. Czy zwyczajnie musisz już wrócić do pracy.
My nie musimy nic. Możemy żyć, jak tylko nam się podoba. Najwyżej jak przegniemy, to dopadną nas konsekwencje prawne. Życie jest jedno i nie dajmy sobie wciskać, że coś musimy. To tak, jak bym napisał Wam, że ten wpis jest, tak zajebisty, że MUSICIE go udostępnić dalej. Z jednej strony to prawda ale z drugiej kim ja jestem, żeby cokolwiek Wam kazać?
podobne posty:
-5 rzeczy, które musisz zabrać na spacer z dzieckiem-czy pies na plaży to dobry pomysł?
-dlaczego powinni zmienić program nauczania?
-ten jeden błąd może drogo kosztować każdego rodzica.