Kobieto! Przestań pieprzyć, że jesteś na diecie.
Jak to laski z Wami jest? Zarzekacie się, że przechodzicie
na dietę, wymieniacie całą spiżarkę, zastępując wszystkie produkty, którymi
jeszcze dzień wcześniej raczyliście podniebienia swoje i Waszych rodzin nowymi,
bardziej eko, bardziej fit, o mniejszym indeksie glikemicznym. Kupujecie jakieś
amarantusy, chia, otręby, a to wszystko popijacie zielonymi koktajlami z
jarmużu, szczawiu, szpinaku, mleczu, glonów, czy trampków dziadka. Nawet z
ciastami zaczynacie wymyślać. Pieczecie jakieś warzywne gówna, których pies
nawet trącać nie chce, ale nie! Smakuje Wam. Okłamujecie sami siebie, że to
jest smaczne. A Nawet jeśli kurde nie jest i mdli Was na sam widok, to i tak
jecie, bo to przecież zdrowe! Koniec z coca-colą! Koniec ze słodzonymi napojami.
Koniec ze słodzeniem herbaty czy kawy. Od dzisiaj tylko woda z cytrynką i
jakieś soczki z aloesów, żeby jelita pięknie pracowały.
Wiecie, co w tym wszystkim jest najlepsze? Dupa dalej rośnie!
Wiecie, co w tym wszystkim jest najlepsze? Dupa dalej rośnie!
Dlaczego kobieta decyduje się przejść na dietę?
Schemat jest bardzo często ten sam. Zaczyna się od świąt
Bożego Narodzenia. Nie od dziś wiadomo, że Waszą ulubioną czynnością po
świętach, jest stawanie na wagę z nadzieją, że nic Was tam nie przybyło, a po
zobaczeniu mrożącego krew w żyłach wyniku, zganiacie na tą nieszczęsną sałatkę
śledziową, kutię, albo kawałek ryby po grecku. Nie moje drogie. To nie od tych
potraw człowiek rozrasta się szybciej niż dług publiczny, tylko od tych
pieprzonych ciast, które wpychacie w siebie w ilościach przemysłowych tuż po
świętach. Serniczki, szarlotki, placuszki, babeczki, cycuszki, huju muju, dzikie
węże! Od tego dupa rośnie. Dlatego korzystacie z okazji, że zbliża się nowy rok
i decydujecie się na przejście na dietę, mając oczywiście na uwadze, że po
drodze jest jeszcze Sylwester, kiedy również trzeba się nawpierdalać za
wszystkie czasy.
Dlaczego Twoja dieta nie ma sensu?
Styczeń
Rozpoczęłaś swoją misję o kryptonimie „zrzucanie dupy”,
Idzie Ci nieźle. Przetrwałaś pierwsze 20 dni stycznia, zaczęłaś się oszukiwać,
że już się lepiej czujesz, że jakaś taka zdrowsza jesteś i normalnie jeszcze
dziś możesz maraton przebiec i to na rękach. Wtedy przychodzi jednak zdrowe
jebnięcie obuchem w głowę, bo przecież lada moment mamy dzień dziadków, a nikt
o zdrowych zmysłach, nie odmówi babci. I tak idzie: to zupka, to obiad, to
obiad, to obiad, to deserek, do ciasteczko, to deserek, to inne ciasteczko, to
lody, to kawunia, żeby miejsce w żołądku zrobić na obiad, a po wszystkim
dostajesz zapakowaną całą samarę żarcia na wynos, a przecież nie odmówisz, no
bo jak. Dzięki temu masz zrobiony zapas jedzenia do końca miesiąca, co
uszczęśliwia niezmiernie… Twojego chłopa, bo od jedzenia glonów dostawał już
zwidów.
Luty
Nowy miesiąc, nowe początki. Ponownie rozpoczynasz misję
zrzucania cielska, tylko z bilansem +3 w porównaniu do stycznia. Ze zdwojoną
siłą bierzesz się za siebie i swoją rodzinę, czując się już jak guru dietetyki,
bo masz za sobą miesiąc doświadczenia. Super. Tylko zapominasz o tym, że w
lutym są walentynki, a tego dnia trzeba zdrowo pojeść, żeby później zdrowo po…
i przed też. Nie dasz chłopu przecież jakiegoś mleczu, z obawy przed
zasłabnięciem.
Przed walentynkami jeszcze jest jeden dzień, który każdy
Polak obchodzi i już. Tłusty czwartek. Sama nazwa przyprawia Cię o mdłości, bo
z tłuszczem wzięłaś rozwód przecież tak dawno temu. Myślisz o tym, że może by
to tak spróbować obejść jakoś i pączucie zrobić dietetyczne, więc próbujesz coś
wykombinować z produktów, które masz pod ręką i tak, zamiast zwykłych smażonych
na głębokim tłuszczu pączków, które ja osobiście wpierdzielam tak, ze tylko
uszy mi się telepią, wychodzi Ci pieczone gówno, co ostatecznie kończy się tym,
że Twój chłop wychodzi na chwilę z domu, by wrócić z torbą prawdziwych,
świeżutkich, pachnących pączków.
Na pocieszenie zostaje Ci to, że do końca lutego jeszcze
sporo czasu.
Marzec
No i kwiatki. Na dzień kobiet kwiatki. Chuj wie po co tak
naprawdę, jak to pisała znajoma blogerka, ale jak facet nie kupi, to w ryj kopa
od razu dostaje. Skoro dzień kobiet, to i wypić trzeba. Organizujesz mini party
w domu, zapraszacie znajomych i co? Do wódeczki podasz koreczki z sera koziego
i sałaty? Przecież goście już po 3 minutach by dzwonili po pizzę. No to
szykujesz kolację. Skoro goście będą, to i pokazać się trzeba z jak najlepszej
strony. Robisz nalot na Lidla i po paru godzinach wesele można obsłużyć takie
na 50 osób. Tego dnia ostatecznie
zapominasz o diecie, bo przecież jest dzień kobiet.
Kwiecień
Skoro cała Twoja historia zaczęła się od świąt, to z
przerażeniem patrzysz na kalendarz kwietnia, gdzie już na samym początku, jak
byk widnieje czerwona kartka z zaznaczonym poniedziałkiem. Już wiesz, że
będziesz musiała sobie zrobić ferie dietetyczne, bo nie zniesiesz, jak wszyscy
wokół będą jeść jaja w majonezie, a Ty bardzo lubisz jaja w majonezie i każdy
na świecie lubi jaja w majonezie! Postanawiasz na ten czas wyjąć baterie z
wagi, by żadna głupia myśl nie przyszła Ci do głowy…
Maj
Weekend majowy! Twój chłop już od jakiegoś czasu chodzi
podjarany, bo przecież mamy światowy dzień grillowania i nie ważne gdzie, czy
to na działce, przed domem, w ogródku, w plenerze, na strychu, na pace żuka, na
dachu Pałacu Kultury, czy w piekle, to odpali tego grilla, czy Ci się to
podoba, czy bardzo podoba. A co na grilla? Karkówka, kiełbaska, boczek, grzanki,
szaszłyki, kurczaczki i oczywiście najważniejsze, czyli… Piwo! Wyobraża sobie
ktoś grilla bez piwa? Pewnie tylko jacyś alergicy. Jeszcze jedno. Skoro mamy
piwo, to każdy chłop wie, że najlepsza do niego jest golonka!
Spokojnie. Zanim weźmiesz jakąś wyrzutnie ziemia powietrze i strzelisz nią sobie w paznokcia, bo właśnie zdałaś sobie sprawę, że Twoja dieta psu w dupę, to mam dobre wieści. W maju jeszcze tylko jedna wyżerka u mamusi, a dalej już z górki.
Spokojnie. Zanim weźmiesz jakąś wyrzutnie ziemia powietrze i strzelisz nią sobie w paznokcia, bo właśnie zdałaś sobie sprawę, że Twoja dieta psu w dupę, to mam dobre wieści. W maju jeszcze tylko jedna wyżerka u mamusi, a dalej już z górki.
Wakacje
Tutaj jest kilka opcji.
1. Robicie sobie wakacje w diecie, bo jesteście przemęczone ciągłym dbaniem o
linię i Wam się należy taka przerwa na uzupełnienie organizmu w niezbędne do
życia słodycze.
2. Przez okres wakacyjny bierzecie się jeszcze bardziej za
siebie, a do diety dodajecie bogactwa natury, która w tym okresie hojnie nas
obdarza. Świeże warzywa i owoce prosto z pola. Przekonujesz się, że dieta może
mieć smak.
W przypadku wersji drugiej musimy wziąć poprawkę na okres
urlopowy, kiedy to nie ma chuja we wsi, ale na urlopie to Ty gotować nie będziesz
i żywisz się tylko żarciem w knajpach.
Wrzesień - Październik
Tutaj jest najłatwiej. Ogarnia Cię powszechnnie panująca
depresja, co wbrew pozorom może Ci tylko pomóc w swoich postanowieniach. Ze
zdwojoną siłą dążysz do osiągnięcia celu, który w sumie już sama nie wiesz,
jaki jest naprawdę.
Listopad
Andrzejki. Mówi Wam to coś? Mi tak, pewnie dlatego, że
właśnie takie jest moje imię. Zawsze zastanawiał mnie ten fenomen, że są moje
imieniny, a pije cały naród. A tak, jak to było w przypadku weekendu majowego,
nie ma picia, bez dobrego żarcia.
Grudzień
Powtarzasz sobie – nie patrz w kalendarz, nie patrz w
kalendarz. No i po co na niego spojrzałaś?! Teraz już wiesz, że znowu będą
święta, do których podchodzisz z bilansem +1 w porównaniu do zeszłego roku. Na
szczęście po nich będzie nowy rok, więc będzie można przejść na dietę.
Dieta szkodzi!
Pamiętajcie kobiety. Dieta jest bardzo niebezpieczna. Nie
dla Was, a dla Waszych portfeli. Nie dość, że te wszystkie fit i eko produkty,
są cholernie drogie, to jeszcze jeśli będziecie tym świństwem karmić swoich
facetów, to nie zdziwcie się, że będą oni dojadać w tureckich knajpkach na
mieście.
Co tam jeszcze można poczytać:
-28 moich postanowień noworocznych.
-24 powody, dla których mężczyźni mają lepiej niż kobiety
-28 moich postanowień noworocznych.
-24 powody, dla których mężczyźni mają lepiej niż kobiety