Dlaczego życie jest jak kibel?

1/31/2018 10:31:00 AM

Życie jest jak pudełko czekoladek – nigdy nie wiesz, co Ci się trafi. Ten słynny cytat wybitnego węgierskiego wiolonczelisty, który pierwszych skrzypiec dorobił się grając „Ona tańczy dla mnie” na kościelnych organach w wielki piątek, bardzo często używany jest jako definicja życia. Dlaczego czekoladek? Przecież w pudełku, wszystkie czekoladki są takie same, więc jak masz nie wiedzieć, co się trafi? A nawet jeśli każda jest inna, to pudełko ma to do siebie, że można je otworzyć  i sprawdzić co jest w środku, żeby przypadkiem nie wziąć tej z marcepanem, bo marcepan, jak każde dziecko wie, daje się tylko dziadkom, którzy nie odmówią na pewno, a my możemy wyjadać wtedy te dobrusie. Gorzej, kiedy dziadków w pobliżu nie ma, to wtedy musimy kombinować, żeby się ich jakoś pozbyć z pudełka tak, by rodzice się nie połapali w naszych niecnych zamiarach. Dlatego zawsze najłatwiej jest wrzucić marcepany do… kibla.

Dlaczego w takim razie nikt nigdy nie porównał życia do kibla? To pytanie byłoby jak najbardziej na miejscu jeszcze wczoraj, bo dzisiaj ja, Jędrek z podlubelskiej wsi, rzucam światu twierdzenie, że życie jest jak produkcja kibla!


Planowanie


Zaczyna się od planowania. Kiedy to grupa konstruktorów, podczas wieczorku integracyjnego suto zakrapianego Stokiem z sokiem, pomiędzy grą w słoneczko, a udziałem w marszu krzywości, wspólnie dochodzi… do wniosku, że fajnie by było spłodzić taki własny kibel, więc siadają, rysują i myślą o tym, czy ich kibel pokocha ich równie mocno, jak oni jego.

Ciąża kiblowa.


Na początku kibelek jest tylko jednym, malutkim, nic nie znaczącym kawałkiem gliny, kaolinu, albo mysiej kupy. Później jednak do tego ziarenka, dodawanych jest więcej ziarenek, a później jeszcze więcej, tylko innych, kolorowych takich. Z każdą chwilą staje się on większy, aż po odbyciu niesamowitej podróży rurociągiem, trafia on do formy, gdzie zaczyna przybierać kształt zwykłego kibelka. Ten etap jest piekielnie niebezpieczny. To ciśnienie skoczy, to coś nie zadziała i kaplica. Kiblek nie zobaczy nigdy świata. Nie będzie biegał z innymi małymi kibelkami po zielonej łączce, łapiąc motyle w przetaki. Nie będzie też podróżował, oglądając najlepsze dupy tego świata z bliska. Biedny on, albo ona… Bo nawet nikt się nie dowie, czy był chłopcem, czy dziewczynką.

Okres niemowlęcy


Kiedy mały kibelek przychodzi na świat, to jest goły jak dupa pawiana. Od tego momentu zaczyna się jego kształtowanie. To, czego doświadczy na tym etapie, będzie mu towarzyszyło przez resztę życia. Każdy obchodzi się z nim delikatnie. Głaszcze, kąpie, to gile wyciągnie z otworków montażowych, to podskrobie go troszkę. Koryguje mu się wady postawy, dostaje on nawet swój własny pesel, co tylko potwierdza jego wyjątkowość. 

Dojrzewanie. 


Kiedy już kibelek posiada kształt ostateczny, zaczynają się w jego egzystencji schody. Musi udowodnić swoją męskość, poprzez przechodzenie przez wiele różnych testów. Zostaje oblewany wodą, musi pokazać jak pięknie połyka papier i pseudokupki. Musi także podnieść na klatę 400 kilogramów i trzymać je przez godzinę bez ruchu. Prawdziwy test przechodzi jednak w piecu, gdzie smaży się przez kilkanaście godzin w temperaturze 1200 stopni. Tylko najdzielniejsze kible przechodzą ten etap. Wzorując się na starożytnej Sparcie – przetrwają tylko najsilniejsi.

Taki ukształtowany i spalony młodzieniec, jest okazem piękna. Silny jak zetor, biały jak zęby tej laski, co odsłania literki w kole fortuny. Dumnie pręży swoje wdzięki, tylko po to, by wybić się z tłumu i znaleźć dupę na resztę swojego życia. 

Związek.


Stało się! Nasz kibelek trafił na półkę sklepową, skąd przygarnęła go sympatyczna rodzinka. Przysięgli mu, że nie będą go olewać ani zaniedbywać. Będą się do niego przytulać, siadać na nim, czy nawet się modlić do niego po ostrych imprezach. Kibelek nie protestuje, tylko z radością odsłania przestrzeń pomiędzy jego krawędziami obrzeża, jakby zdawał się mówić: No sraj we mnie teraz! Skoro przetrwał tak hardcorowe testy, to nawet największą laksę połknie z przyjemnością. 

W związkach jednak się zdarza, że problemy zaczynają się dopiero od czasu, kiedy para wspólnie zamieszka. Tak też bywa z kibelkami. Może się zdarzyć, że ma ukrytą jakąś wadę, której nie wyłapał nikt w fabryce. Może mieć drobne otarcia, bo za dzieciaka stoczył bitwę o samicę z innym kibelkiem. Może mieć dziurkę, czy cierpieć na łysinę. Może czasem wypluwać wodę, ale zdecydowanie najgorszym, co może spotkać kibelek jest nietrzymanie moczu. Wtedy taki kibelek musi wracać do mamusi, która nie potrafiła go ukształtować odpowiednio.

W związkach również jest tak, że mogą stać się one monotonne. Kibelek, kiedy już stanie w cieplutkim domu, to robi się mu tak dobrze, że przestaje o siebie dbać. Jego śnieżnobiała powłoka z czasem robi się coraz ciemniejsza, aż po parunastu latach może być mu bliżej do żółtego niż białego. Z czasem może też popuszczać pod siebie, bo zaworki chuj strzeli. Deska, która tak pięknie powolutku opadała, może pewnego dnia tak pierdolnąć, że obudzi cały blok. Takie jest życie i tylko najbardziej udane związki są w stanie wspólnie przez to przejść. Zdecydowana większość kibelkowych związków, kończy się jednak zdradą. Właściciel zaczyna sobie szukać młodszego towarzysza srania, który będzie się świecił jak psu jaja na wiosnę, a nawet będzie mu grzał dupę w chłodne jesienne wieczory. Nasz poczciwy kibelek ląduje wtedy do domu starców dla kibli, albo zwyczajnie dostaje eksmisję z chałupy.

Pogrzeb kibelka


Z prochu powstałeś i w proch się obrócisz, jak to mawiał klasyk. Nie inaczej jest w przypadku kibelka. Idzie on pod ziemię, gdzie rozłoży się w spokoju i nie zostanie po nim nic. Nawet kawałek kupy.

Brak komentarzy:

Obsługiwane przez usługę Blogger.