Biedronka! Ty suko!

1/05/2018 12:27:00 PM



Zdarzają się w życiu chwile, kiedy otwierasz lodówkę, a tam Krzysztof Ibisz nie ma nic, a jedyne czym można zapchać kichę, to kwiatki z parapetów, albo kurz z telewizora. U mnie kwiatków nie ma, chociaż parapety mam, a kurzu nie lubię, bo mam po nim kolki. Co wtedy robić? Najprościej jest pójść do sklepu i zrobić zakupy rzecz jasna. Tylko ja nie lubię jak jest za prosto, więc zamiast do sklepu pójść, to pojechałem do niego autem. Sam! 

Biedronka! Taki sobie obrałem cel, czując się przez moment, jakbym był członkiem wyprawy zimowej na K2. Kto nie wie, to K2 jest taką górą gdzieś za Bugiem. Oczywiście nie ma co porównywać stopnia trudności tych dwóch wypraw, ponieważ na górę wchodzą w kilka osób, a ja jechałem sam. Bez stada ujaranych Nepalczyków, niosących za mną moją samarę. 

Ale do celu, bo nie chce mi się pisać za dużo, bo i tak tego nikt nie czyta, a nawet jak przeczyta, to i tak zrobi to szybciej, niż ja napiszę. Przypadek? Nie sądzę. 

Dojechałem pod biedrę, zaparkowałem tyłem, bo jestem facetem i potrafię, po czym ruszyłem przed siebie dzierżąc w ręku listę z zakupami. Pierwsza myśl – nie ma chuja! W ręku  nie będę nosił, biorę wózek! Podszedłem do 3 rzędu licząc od prawej, włożyłem do środka pieniążek, po czym mechanizm zwalniający zgrzytnął tylko, po czym wypluł z siebie zapinkę blokującą z poprzedniego wózka. Czary mary! 

Tak uposażony ruszyłem na łowy. Jeżeli oczekujecie, że podczas pakowania zakupów do wózka stało się coś wartego uwagi w stylu: ktoś wjechał rozpędzonym monster truckiem na dział mięsny, zabrał wszystkie golonki, po czym wyjechał przez komin, albo ktoś wyjął miecz świetlny i zajebał wszystkich dookoła krzycząc: To ja jestem tym, który przywróci równowagę mocy, a nie jakiś pieprzony Anakin, to mam złą wiadomość. Nic się nie działo. 

W takim razie pewnie spodziewacie się, że przygoda miała miejsce przy kasie. Pewnie zapomniałem kasy i paląc buraka na ryju ściemniałem coś, albo kasjerka wydała mi dwieście złotych w jednogroszówkach, albo co najgorsze nie dostałem naklejki świeżaka i wezwałem na miejsce policję, ZOMO, Avengersów, Power Rangers i słoneczny patrol, to znowu muszę Was rozczarować, ale ni chuja. 

Akcja się działa później.


Wyjeżdżam z zakupami z biedry z pięciozłotówką wsadzoną w otwór, więc wypadałoby odprowadzić go na swoje miejsce, wsadzić bolec z poprzedniego wózka w mój, wyjąć monetę, schować pieniążek do portfela i jechać do domu wpierdalać parówki z ketchupem. Jak pomyślałem, tak zrobiłem. Podchodzę z wózkiem, wsadzam bolec, chwytam za monetę i… nic! Kurwa zacięło się! 

Osz ty zakało – zakląłem, po czym próbuję ponownie, mocniej tym razem wsadzając i ciągnąć jednocześnie. Nic się nie dzieje! O nie! Nie zostawię przecież 5 złotych w sklepie! Podjąłem stanowcze kroki. Poszedłem z wadliwym wózkiem ponownie do sklepu i mówię do kasjerki:

-Pani, zanim rozgonię tą imprezę, proszę dać mi tu jakiegoś Waszego specmajstra, który wyciągnie mi moje pieprzone pięć złotych.

Kasjerka, jako że akurat nikogo nie miała w kolejce do obsłużenia, zamknęła kasę, wzięła ode mnie wózek, i patrząc na mnie szyderczo, że ja to pewnie jakiś wykolejony jestem i nie w te dziurkę ładuję, a ja w te ładowałem, bo zawsze wiem, gdzie trzeba wsadzić, żeby było dobrze, poszła pod inne wózki i zaczęła się mocować. Teraz to ja patrzyłem na nią szyderczo a w myślach chodziło mi, żeby zapytać:

-I co kurwa? Nie da się?

Widoczne wkurwienie na jej twarzy powodowało wstrząsy sejsmiczne o sile dwóch w skali binarnej. Prężyła się, wyginała się, i tak i siak i owak, czego efektem było to, że sobie poszła w dupu, oznajmiając mi, że ma robotę i muszę sobie radzić sam. O nie! Tak nie będzie! Kasy nie zostawię i choćbym miał zapchać ten pieprzony wózek pod dom przez pół miasta i tam go rozkręcić, to go zapcham i rozkręcę! Wtedy spotkałem kolegę z pracy. Zbyszek, bo tak ma na imię. Zbyszek ma ogromną wiedzę w dziedzinie odlewania kibli. Zbyszek wie, jak to się dzieje, że coś dostaje się do formy i wyjść nie chce. Zbyszek ma jeszcze coś. Chodzi o śrubokręt.

Poszliśmy razem pod jego samochód, skąd wyjął narzędzie zbrodni, którym to ja delikatnie mówiąc rozjebałem w mak mechanizm, który nie chciał mi kasy oddać. Wyjąłem pieniążek, schowałem go do portfela i pojechałem do domu.
Historia dobrze się skończyła dla mnie, ale nie każdy ma tyle szczęścia. Nie każdy ma kolegę, który umie robić kible i ma śrubokręt. Następnym razem będę wiedział, że nie wkłada się monety pięciozłotowej do otworu, przy którym wyraźnie jest napisane: Monety 1 i 2 zł…


Podobne posty:


Brak komentarzy:

Obsługiwane przez usługę Blogger.