jak "zabiłem" kaczkę na studiach?

Miejsce akcji – wschód, tylko też tak trochę na południe

Czas akcji – kiedyś, czyli wcześniej od teraz.

Po co powstał post-dla jajec (jak zwykle)

Co to będzie za post? – opowiadanie historyczne na aktach Fuck tentycznych.

 
pixabay

W historii mojego życia można grzebać, grzebać i grzebać.. tylko po co? Co my kurami jesteśmy? Ot taki luźny żarcik tytułem wstępu do kolejnego posta, który nie jest sponsorowany przez żadne instytucje rządowe, pozarządowe, pozaziemskie, krasnostawskie, czy nawet osoby prywatne nie chcą za to zapłacić – sknery podłe! Dychę chociaż dajcie, no!


Studenckie imprezy


Studia – tak i mnie to dopadło, tylko tak trochę inaczej niż wszystkich. Od razu się czułem tak, jakbym zaczął od piątego roku. W skrócie: olewanie zajęć, imprezy non stop, a reszta jakoś pójdzie. No i poszło. Wyjebali mnie po pierwszym semestrze, ale to nie o tym. Jak wspomniałem linijkę wyżej, to imprezy były non stop, chociaż z biegiem czasu żałuję, tych 3 dni w tygodniu, kiedy nie balowaliśmy. Co najlepsze, organizatorami zdecydowanej większości z nich, byliśmy my: ja i moja żonka, a wtedy jeszcze dziewczyna. To były początki studenckiego kombinowania. Każdy coś zawsze przynosił ze sobą, bo studenty wiedzą, że na krzywy ryj, to nie ładnie, więc tak naprawdę w naszej kwestii było tylko umożliwienie gościom posadzenie zadków w ciepłym pomieszczeniu. Tyle.

Tragiczna impreza


W pamięci szczególnie zapadła mi jedna impreza, która o mało co nie zakończyła się tragicznie. W skrócie: zdrowa najebka, każdy mówił, nikt nie słuchał – jak w Sejmie, tylko my gadaliśmy z sensem, w stylu:

- ee no nie pierdol, że równanie Bernoulliego dał na kolosie?

Tematy sticte naukowe, dość szybko jednak ustąpiły miejsca, tym bardziej nowoczesnym i trendy.

-ej, no nie rzygaj jeszcze.

No i sielanka trwała w najlepsze, do czasu, kiedy skończyła się popitka. Studenty pić umią, ale zapić muszą, bo kiszki jeszcze nieprzystosowane i nieprzepalone odpowiednio. Co robić w takiej sytuacji, do której, notabene, grzechem wielkim w ogóle jest dopuścić. Improwizować – to jest prawidłowa odpowiedź. Tylko jak? Z pomocą przyszła moja żona. Wyciągnęła sok malinowy z szafki, który na czarną godzinę był schowany przed światem, czyli przed innymi studentami i to ostatni na dodatek. Tylko co to jest jeden malutki słoiczek na tylu studentów? Aby polewający zrobił ręką tyle, co wskazówka zegara w godzinę i nie było nic. Co wtedy?

Ostatnia nadzieja studenta


Herbata!!! Przecież jest herbata. Tylko co nam po niej. Ani ją rzuć, ani gryźć, a żeby jakoś ją wykorzystać, to trzeba było ją zaparzyć… Tak oto uprawialiśmy sport studentów, czyli wu jitsu, popijając wódkę gorącą herbatą. Najlepsze jednak miało dopiero nadejść.

Kiedy zegar już od dawna wskazywał na godzinę, kiedy księżniczki z powrotem się w kopciuszka zamieniają, ktoś wyciągnął zabawkę, którą dała nam moja mama, żeby sobie stała jako ozdoba. Taka kaczka, która tak głośno kwa – kwa robiła, że uruchamiał mi się automatycznie tryb mordercy kaczek, kiedy tylko ktoś wziął ją w swoje ręce. Mówiłem, grzecznie prosiłem żonę:

-kochanie schowaj, proszę tę kaczuszkę naszą kochaną, bo jeszcze się przeziębi, a ona specjalnie mi ją pod ucho podkładała i wciskała, uruchamiając tę bestię robiącą te jebane kwa – kwa!!!! Jak nie chwycę, jak nie szarpnę (kaczkę, nie żonę), wyrwałem tego stwora i wtedy zauważyłem niezwykle kuszący widok, któremu nie mogłem się oprzeć. Wziąłem zamach i jak nie pierdolnę kaczki z całej siły przez otwarty balkon. Rzuciłem nią dalej, niż Żelezny oszczepem, kiedy rekord świata bił. Od tego momentu trwają prace nad wprowadzeniem nowej dyscypliny olimpijskiej – rzut kaczką.

Poleciała, zniknęła jak zespół R, a ja ucieszony rozwaliłem się w fotelu, ale oczom moim przedziwny widok się ukazał. Zgromadzeni goście, za namową mojej żony rozpoczęli formowanie szyków i zaczęli udawać się w stronę wyjścia.

-ee gdzie? Zawołałem.

-robimy misję ratunkową dla kaczki.



Brak komentarzy:

Obsługiwane przez usługę Blogger.