Moja żona stworzyła rodzinę w dwa dni.
Są takie dni, kiedy mam ochotę moją żonkę wrzucić do Łopy,
to taka rzeczka na wschodzie. Pewnie kojarzycie, bo wpada do niej Deberka
i Wisła jeszcze do niej wpada. No ale mniejsza o to. Kiedyś moja luba robiła to
dosyć często. Perfidnie na moich oczach. Chcąc nie chcąc czasami musiałem na to
spojrzeć. Wiedziała, że mnie to drażni i nic sobie z tego nie robiła.
Próbowałem zrozumieć to zachowanie, ale nigdy mi się to nie udało. Na szczęście
odkąd mamy dziecko, to robi to bardzo rzadko i to tylko jak dziecko śpi.
Poznaliśmy się jakieś cztery tysiące lat temu w liceum. Już
wtedy robiła to regularnie. Ja zwykły, grzeczny, nieśmiały, wrażliwy, spokojny,
kochany, sumienny, skromny i wstydliwy chłopak nie rozumiałem, co to wszystko ma
znaczyć. Dopiero tak naprawdę udało mi się to pojąć na studiach.
Pamiętam jak dziś ten dzień. Od tygodnia było katowanie
głowy. Ciągle tylko rozmowy w stylu: pojedziemy? Plis, no we, proszę, proszę,
proszę, kupimy? Ale naprawdę kupimy? No i Kuźwa kupiliśmy. Dzień po
premierze.
Sims 4. Tak nazywa się moje utrapienie. Jest to gra z
gatunku. No właśnie… i chodzi w niej o... no właśnie. Jak można wydać 150 zł
za coś, co nie ma sensu? Za coś, czego nawet przejść się nie da? Moja żona pewnie zna odpowiedź na to pytanie,
ale ja się nie odważę Jej zapytać, w obawie przed dostaniem rozpędzonym
przedmiotem latającym. To jednak tylko kasa.
No dobra. Gra kupiona, zainstalowana, no to można rypać. No
i żonka zaczęła. o 9 rano. Tak ją fabuła wciągnęła, że nie szło Jej oderwać.
Tylko na obiad przyszła. Wieczorem tego samego dnia, ciekawy jej postępów
poprosiłem, żeby mi pokazała. Wiecie co usłyszałem w odpowiedzi? „Ale ja jeszcze
nie zaczęłam grać". Na razie tylko rodzinę sobie tworzę. A niech to śledź
kopnie! Jak to rodzinkę? Siedzisz od rana i nie zaczęłaś grać? To tak jakbym ja
po kilku godzinach robienia obiadu dopiero ziemniaki kończył obierać. Zaraz
jednak wszystko zostało mi wyjaśnione. Bo do gry są dodatki i trzeba je
wszystkie zainstalować, bo akurat żona nie pamięta, w którym była dostępna
niebieska spinka do włosów.
Po całym dniu tworzenia rodzinki wreszcie padają słowa:
Nareszcie skończyłam. Idę teraz się kąpać i spać. No pięknie. Wychodzi na to,
że nawet nie zagrała. Jutro przecież też jest dzień. No jest i żona od
samego rana zabrała się za „granie”. Po jakimś czasie zapytałem, jak tam jej
idzie, i co usłyszałem w zamian? „no jeszcze nie gram”. Znowu wyjaśnienia. Tym
razem, tę swoją rodzinkę musi umieścić w jakimś domu, a ten trzeba zrobić.
Dwa pełne dni stracone na tym, żeby przygotować się do gry.
To jakbym ja dwa dni przygotowywał się do pójścia do pracy. No ale wreszcie
po tym czasie zaczęła grać. Chodzi tym swoim Simem i w sumie jeszcze to nie
wiem, co tam można robić. A nie. Wróć! Pamiętam, jak raz mnie zawołała żebym,
coś zobaczył. A tu jej Sim robi bara-bara, wesoło.
Nie rozumiem fenomenu tej gry. Podstawowa wersja jest droga,
jak cholera, ale przecież są jeszcze dodatki za też niemałe pieniądze. Tyle
jest pięknych gier na świecie. Wiedźmin, Fifa, Skyrim, a Ona musiała wybrać
to.
PS. Żeby nie było. Właśnie kończę pisać tego posta. Jest
godzina 20:08. Zjedliśmy kolację, mała śpi, a żona? Siedzi z laktatorami przed
kompem i gra w Simsy.
PSS. Nie to, że żonka rypie w to non stop. Odkąd z nami
jest dziecko, to kilka razy może zagrała. Jeżeli sprawia Jej to radość i
pozwala odpocząć, to ja nie mam nic przeciwko:)
A Wy lubicie czasem sobie w coś zagrać?