Mistrz I Zielonooka Nadzieja - recenzja książki
Blogi, blogi, blogi.. tyle ich jest, że palców mi braknie żeby policzyć. Lubię je w wolnych chwilach pooglądać, a nawet poczytać:P Ostatnio tych wolnych chwil nie mam za dużo. Jedyne opcje to 15 minutowa przerwa w pracy, ale ta przecież szybko się kończy - po około 40 minutach:D, no i jak mój mały zuch pójdzie spać. Na blogach można znaleźć wszystko. Od instrukcji zrobienia balejażu pod pachami, po współpracę małolat z Zaful (a co to kuźwa ten zaful)? kończąc na tym, co nowego przyszło w paczce z aliexpress.. a co ma przyjść? to co się zamówiło..
Tak sobie szperałem w krainie internetu i nagle trafiłem na recenzję książki na jakimś blogu. Zazwyczaj trafiałem na recenzje jakiś romansideł, czy innych powieści do poduchy, ale nie tym razem. w tej recenzji było coś magiczngo, co sprawiło, że od razu chciałem ją przeczytać w całości. I nie dlatego, że miała fajną okładkę. Nie dlatego, że słyszałem o niej cokolwiek, tylko dlatego, że jest o czymś, czym bardzo się interesowałem w przeszłości. No i tak minęło kilka dni, a tu - przyszła do mnie ta sama książka..:) a konkretnie "Mistrz i Zielonooka Nadzieja"
Jest to jakby autobiografia Pani Joanny Kern. Opowiada ona o swoich wzlotach i upadkach dotyczących rozpoczęcia nowego życia Kanadzie, dokąd wraz z rodziną wyemigrowała zostawiając całe dotychczasowe życie włącznie z karierą pełną sukcesów w Polsce. W Kandadzie musiała zacząć wszystko od zera. Bez wystarczającej do rozpoczęcia pracy w zawodzie znajomości angielskiego. Dodatkowo jej życie rodzinne zaczęło się sypać i w sumie nie wiadomo dlaczego.. Po prostu rzuciła temat rozwodu i po krótkim czasie było po wszystkim. Bez walki o rodzinę. Ba! nawet o dziecko nie walczyła, tylko spokojnie oddała syna pod opiekę ojca. Jednak historia jej życia rodzinnego, to tylko wątek poboczny. Głównym powodem napisania książki jest coś bardziej tajemniczego i mistycznego. Jest to coś, co myślenie człowieka o życiu, śmierci, życiu po śmierci? może wywrócić do góry nogami.
Mistrz i Zielonooka Nadzieja, to historia spotkań autorki z tajemniczym mistrzem podczas zapadania w spontaniczne transy w starożytnej świątyni. Hola, hola! jakie transy? WTF? pewnie miała jakieś urojenia, albo nabrała się czegoś. Przecież jest w Kanadzie, gdzie ćpunów na potęgę! Nic bardziej mylnego. Sposób w jaki opisuje swoje spotkania z mistrzem czytelnikowi wydaje się taki naturalny. No okej, ale kim jest ten cały mistrz. To taki jakby Obi Wan Kenobi, który z nieznanego przez całą książkę powodu, wziął sobie na szkolenie padawana w osobie naszej autorki. W sumie nie wiele o nim wiadomo. Można wnioskować, że jest kimś jakby na wyższym szczeblu ewolucji.. (a co na to Darwin?). Pewne jest jednak o nim to, że przekazuje swojej uczennicy więdzę jaka się fizjologom nie śniła. Podaje i wyjaśnia zagadnienia z zakresów: religii, fizyki kwantowej, psychologii, astrologii ijeszcze innych logii:P. Zagadnienia, które są poruszane, z jednej strony wydają się jakieś abstrakcyjne, aż odrzucające od książki, lecz z drugiej są intrygujące i fascynujące. Książka tak pierze banię, że nawet Generał kościoła katolickiego, który ma przypisane na stałe miejsce w swoim kościele, z częścią punktów wymienionych w książce musiałby się zgodzić..:P aż zaniosę ją swojej babci:P Kod Da Vinci przeczytała, to i to da radę;P
Dlaczego ona? Dleczego Mistrz akurat tę osobę wybrał na swojego ucznia? Kobietę w rozsypce. Ze zrujnowanym życiem rodzinnym? Nie jest do wyjaśnione w książce, ale... Chytry umysł Andrzeja prawdopodobnie i z tą zagwozdką sobie poradził:P Otóż posiadała ona pewne zdolności od dziecka, które nigdy nie ustały, a po spotkaniach z Mistrzem tylko zyskiwały na sile. Co to za zdolności? Przeczytacie w lekturze.
Podczas czytania tej książki nieustannie toczy się wojna. Wojna wewnątrz naszego mózgu. Wierzyć w to co napisane czy nie? z jednej strony nie, bo przeczy to, co wpajają nam całe życie a z drugiej strony wydaje się to takie logiczne, że nasza podświadomość automatycznie każe nam się na chwilę zatrzymać i przemyśleć to wszystko na spokojnie. Pewne jest jednak to, że jeśli zdecydujemy się na przeczytanie tej pozycji, to nasze życie w pewnym sensie się zmieni. Będziemy trochę inaczeć patrzeć na pewne rzeczy.
Czy na mnie ta książka wywarła jakiś wpływ? nie... a to tylko dlatego, że to co jest napisane w tej książce interesuje mnie do dawna i ze zdecydowaną większością zagadnień spotkałem się już wcześniej, więc nie było w moim przypadku tego elementu zaskoczenia, jaki wydaje mi się chciała poniekąd uzyskać autorka.
Mistrz i Zielonooka Nadzieja to książka godna polecenia. Ze świetnymi opisami, czy dialogami. Nie bez powodu została nagrodzona na różnych festiwalach, ale jak dla mnie została wydana za szybko. Zauważyłem pewne nieścisłości, a dodatowo tekst nie jest wyjustowany, przez co czyta się ją dziwnie. Jednak pomimo to, wrócę jeszcze do tej książki, bo z pewnością coś musiało mi umknąć.
Ja tam wole romansidła i typowo babskie, lekkie lektury :-P
OdpowiedzUsuńPs. Też nie mam pojęcia co to jest ten Zaful:-P
Ja chyba zadnego romansidla nigdy nie przeczytałem, ale wiem, ze to nie dla mnie. To tak jak z jedzeniem galarety. Z jednej strony, to nigdy jej nie jadlem, a z drugiejbwiem, ze jest niedobra i juz;)
UsuńHm ciekawa książka, ja jednak wolę czytać coś strikte marketingowego co przyda mi się w pracy :)
OdpowiedzUsuńTo w tej dziedzinie nie pomogę;)
UsuńZaintrygowales mnie, chociaz ta ksiazka wydaje mi sie byc "trudna". Ja lubie cos lekkiego do czytania. Cos , co pozwoli mi oderwac sie na chwile I przeniesc sie do krainy marzen :-)
OdpowiedzUsuńNo powiem, że łatwa to nie jest, ale oderwać od rzeczywistosci potrafi;)
UsuńZaintrygowałeś mnie, zazwyczaj sięgam po fantastykę lub kryminały może czas na zmianę?
OdpowiedzUsuńWszystkiego trzeba w życiu spróbować. Ja jak bylem w gimnazjum, to słuchałem trance, jak bylem w liceum, to hip-hop, na studiach dalej hip-hop i trochę metalu, wiec nie dziwne, ze teraz lubię rocka;)
UsuńZapowiada się interesująco. Ciekawa recenzja :)
OdpowiedzUsuńooo, nie spodziewałam się tu recenzji ;)
OdpowiedzUsuńO książce pierwszy raz słyszę, może jak wpadnie w moje ręce, to przeczytam ;)
Sam sie nie spodziewalem i zdecydowalem sie ma nia tylko dlatego, ze lubię takie klimaty;)
UsuńNo proszę! I Ty napisałeś recenzję :) Wiesz, ja też nie wiem co to Zaful :))) I wcale mi nie jest źle z tego powodu! A okładka książki - przyciąga :)
OdpowiedzUsuńNo faktycznie, okladka jest fajnie zrobiona;)
UsuńZaful?! Co to kurde jest? Chyba się starzeję :)
OdpowiedzUsuńJestem w szoku, bo napisałeś recenzję, i to jaką! Rewelacja! Czekam na więcej takich błyskotliwych tekstów.
Rosnę w piórka;) haha. A co do zaful, to myślałem, ze jestem jedyna osoba w blogosferze, co nie wie co to jest;)
UsuńPodziwiam, że znalazłeś czas na książkę ja przy córce rzadko mam czas na czytanie :( Ciekawa recenzja :)
OdpowiedzUsuńCzytałem ją przez 3 tygodnie po nocach;)
UsuńCo tam książka, masz kota! Koty są cudowne :)
OdpowiedzUsuńI to dwa! Tzn poltora, bo jeden bez oka i ogolnie cały polamany;)
UsuńCo się mu wydarzyło? :( Ja mam papugę, która notorycznie znosi jaja -.-
UsuńPierwsza recenzka książki i powala na kolana. Ukłony lecą w Twoją stronę. :)
OdpowiedzUsuń;))
UsuńDzisiaj neistety posta nie dam rady przeczytać bo cierpię z bólu i jakoś skupić się nie mogę :( ALe Ty wiesz jakie ja książki lubię ;) hihi p.s. w moim poprzednim poście moja robótka ślubna z dedykacją dla CIebie ;) Pozdrawiam Was !
OdpowiedzUsuńZajrzę z pewnością;)
UsuńJuż sama Twoja recenzja bardzo mnie zaintrygowała i "wyprała banię" ;)- ale ta wzmianka na temat niejustowanego tekstu trochę zniechęciła do lektury. Kocham wszystko, co wyjustowane! (choć to podobno już passe i na blogach nie powinno się tego robić, według speców od marketingu internetowego ;) ) A ja i tak będę justować do końca swoich dni ;)
OdpowiedzUsuńJa tam sie nie przejmuję tym co sie powinno wedle kogoś. To nasze blogi i prowadzimy je jak chcemy. Dla mnie justowanie jest ważne, bo wyglada to wszystko jakos schludniej;)
UsuńIntrygująca lektura, bardzo lubię takie wyzwania literackie. Tytuł mi wcześniej nie znany, ale to dobrze, często sama poszukuje książek nietuzinkowych, nieodkrytych, z racji zawodu mam szanse docierać do największych perełek :)
OdpowiedzUsuńPowodzenia w prowadzeniu bloga, pozdrawiam :)
Dziękuję i wzajemnie;) jest sporo takich perelek, jednak część pewnie nigdy nie trafi do ksiegarni;)
Usuńzaful mnie rozwalił xD Fajnie napisana recenzja, a książka wydaje się być ciekawa :)
OdpowiedzUsuńI taka jest;) ciężka, długa i ciekawa.
Usuńgenialny tekst. Zaczytałam sie w tej recenzji bez konca.
OdpowiedzUsuńSwoją drogą bardzo lubię ksiązki, które mają drugie dno i niewerbalny przekaz. Przy nich odpoczywa się najlepiej i pamięta najdłużej.
Nie słyszałam o niej, chociaż... w miarę jak czytałam tekst, wydawała mi się coraz bardziej znajoma ;-)
OdpowiedzUsuńZaintrygowałeś swoją recenzją a to nie lada wyczyn. Ale chyba zrezygnuję. Co prawda już pragnęłam jej szukać w Internecie czy biec jutro do księgarni jak czytałam o tym zaczynaniu od zera (lubię takie historie) aż do momentu kiedy pojawił się ten Mistrz... Unikam takich książek (teraz), ale może kiedyś, kto wie ;)
OdpowiedzUsuńto musiała być fajna mimo niedociągnięć książka skoro chcesz do niej wrócić
OdpowiedzUsuńPrzypomniałeś mi o stercie książek, którą mam do przeczytania :( Między innymi dlatego nie lubię pracować w domu... bo mam wyrzuty sumienia, jak chcę sięgnąć po którąś z nich :< "Pracuj, pracuj", podpowiada mózg :P
OdpowiedzUsuńWspaniałe piszesz o książkach. Bardzo zachęcająco, ale niewiem czy chciałabym czytać opowieści osoby, która postąpiła tak egoistycznie. Wiem, że mam za mało danych, aby oceniać postępowanie tej pani, ale jednak coś mi w niej nie pasuje.
OdpowiedzUsuńCiężko powiedzieć czy bym ją przeczytała. Autorki nie znam i chyba gustuję w trochę innej tematyce ;)
OdpowiedzUsuńI ja czytam po nocach. Ostatnio ponad 1000 stron pochłonęłam w tydzień, bo tak mnie wciągnęła lektura, oczywiście polecona na jednym z blogów. Na szczęście Mąż jeszcze mnie nie pogonił :) A książką mnie zaintrygowałeś. Poczekam aż pojawi się w naszej bibliotece.
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawa i interesująca recenzja!
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
Powiem szczerze, że to nie moja bajka ;) Aczkolwiek sam wpis - bardzo przyjemny :)
OdpowiedzUsuńChyba trafiasz na kiepskie blogi, jest cały sztab doskonałych blogerów, którzy piszą o czymś więcej niż romansidła :) Książka o której mówisz zupełnie do mnie nie przemawia, niestety, ale zawsze się cieszę kiedy ktoś dorwał lekturę która sprawiła mu radośc, lub wywołała jakiekolwiek inne emocje :)
OdpowiedzUsuńNie słyszałam wcześniej o tej książce, ale czuje się nią zaciekawiona :)
OdpowiedzUsuń