Dlaczego życie jest jak kibel?
Życie jest jak pudełko czekoladek – nigdy nie wiesz, co Ci
się trafi. Ten słynny cytat wybitnego węgierskiego wiolonczelisty, który
pierwszych skrzypiec dorobił się grając „Ona tańczy dla mnie” na kościelnych
organach w wielki piątek, bardzo często używany jest jako definicja życia.
Dlaczego czekoladek? Przecież w pudełku, wszystkie czekoladki są takie same,
więc jak masz nie wiedzieć, co się trafi? A nawet jeśli każda jest inna, to
pudełko ma to do siebie, że można je otworzyć
i sprawdzić co jest w środku, żeby przypadkiem nie wziąć tej z
marcepanem, bo marcepan, jak każde dziecko wie, daje się tylko dziadkom, którzy
nie odmówią na pewno, a my możemy wyjadać wtedy te dobrusie. Gorzej, kiedy
dziadków w pobliżu nie ma, to wtedy musimy kombinować, żeby się ich jakoś
pozbyć z pudełka tak, by rodzice się nie połapali w naszych niecnych zamiarach.
Dlatego zawsze najłatwiej jest wrzucić marcepany do… kibla.
Dlaczego w takim razie nikt nigdy nie porównał życia do
kibla? To pytanie byłoby jak najbardziej na miejscu jeszcze wczoraj, bo dzisiaj
ja, Jędrek z podlubelskiej wsi, rzucam światu twierdzenie, że życie jest jak
produkcja kibla!
Planowanie
Zaczyna się od planowania. Kiedy to grupa konstruktorów,
podczas wieczorku integracyjnego suto zakrapianego Stokiem z sokiem, pomiędzy
grą w słoneczko, a udziałem w marszu krzywości, wspólnie dochodzi… do wniosku,
że fajnie by było spłodzić taki własny kibel, więc siadają, rysują i myślą o
tym, czy ich kibel pokocha ich równie mocno, jak oni jego.
Ciąża kiblowa.
Na początku kibelek jest tylko jednym, malutkim, nic nie
znaczącym kawałkiem gliny, kaolinu, albo mysiej kupy. Później jednak do tego
ziarenka, dodawanych jest więcej ziarenek, a później jeszcze więcej, tylko
innych, kolorowych takich. Z każdą chwilą staje się on większy, aż po odbyciu
niesamowitej podróży rurociągiem, trafia on do formy, gdzie zaczyna przybierać
kształt zwykłego kibelka. Ten etap jest piekielnie niebezpieczny. To ciśnienie
skoczy, to coś nie zadziała i kaplica. Kiblek nie zobaczy nigdy świata. Nie będzie
biegał z innymi małymi kibelkami po zielonej łączce, łapiąc motyle w przetaki.
Nie będzie też podróżował, oglądając najlepsze dupy tego świata z bliska.
Biedny on, albo ona… Bo nawet nikt się nie dowie, czy był chłopcem, czy
dziewczynką.
Okres niemowlęcy
Kiedy mały kibelek przychodzi na świat, to jest goły jak
dupa pawiana. Od tego momentu zaczyna się jego kształtowanie. To, czego
doświadczy na tym etapie, będzie mu towarzyszyło przez resztę życia. Każdy
obchodzi się z nim delikatnie. Głaszcze, kąpie, to gile wyciągnie z otworków
montażowych, to podskrobie go troszkę. Koryguje mu się wady postawy, dostaje on
nawet swój własny pesel, co tylko potwierdza jego wyjątkowość.
Dojrzewanie.
Kiedy już kibelek posiada kształt ostateczny, zaczynają się
w jego egzystencji schody. Musi udowodnić swoją męskość, poprzez przechodzenie
przez wiele różnych testów. Zostaje oblewany wodą, musi pokazać jak pięknie
połyka papier i pseudokupki. Musi także podnieść na klatę 400 kilogramów i
trzymać je przez godzinę bez ruchu. Prawdziwy test przechodzi jednak w piecu,
gdzie smaży się przez kilkanaście godzin w temperaturze 1200 stopni. Tylko najdzielniejsze
kible przechodzą ten etap. Wzorując się na starożytnej Sparcie – przetrwają tylko
najsilniejsi.
Taki ukształtowany i spalony młodzieniec, jest okazem
piękna. Silny jak zetor, biały jak zęby tej laski, co odsłania literki w kole fortuny.
Dumnie pręży swoje wdzięki, tylko po to, by wybić się z tłumu i znaleźć dupę na
resztę swojego życia.
Związek.
Stało się! Nasz kibelek trafił na półkę sklepową, skąd
przygarnęła go sympatyczna rodzinka. Przysięgli mu, że nie będą go olewać ani
zaniedbywać. Będą się do niego przytulać, siadać na nim, czy nawet się modlić
do niego po ostrych imprezach. Kibelek nie protestuje, tylko z radością odsłania przestrzeń pomiędzy jego krawędziami obrzeża, jakby zdawał się mówić: No sraj we mnie teraz! Skoro przetrwał tak
hardcorowe testy, to nawet największą laksę połknie z przyjemnością.
W związkach jednak się zdarza, że problemy zaczynają się
dopiero od czasu, kiedy para wspólnie zamieszka. Tak też bywa z kibelkami. Może
się zdarzyć, że ma ukrytą jakąś wadę, której nie wyłapał nikt w fabryce. Może
mieć drobne otarcia, bo za dzieciaka stoczył bitwę o samicę z innym kibelkiem.
Może mieć dziurkę, czy cierpieć na łysinę. Może czasem wypluwać wodę, ale
zdecydowanie najgorszym, co może spotkać kibelek jest nietrzymanie moczu. Wtedy
taki kibelek musi wracać do mamusi, która nie potrafiła go ukształtować
odpowiednio.
W związkach również jest tak, że mogą stać się one
monotonne. Kibelek, kiedy już stanie w cieplutkim domu, to robi się mu tak
dobrze, że przestaje o siebie dbać. Jego śnieżnobiała powłoka z czasem robi się
coraz ciemniejsza, aż po parunastu latach może być mu bliżej do żółtego niż
białego. Z czasem może też popuszczać pod siebie, bo zaworki chuj strzeli.
Deska, która tak pięknie powolutku opadała, może pewnego dnia tak pierdolnąć,
że obudzi cały blok. Takie jest życie i tylko najbardziej udane związki są w
stanie wspólnie przez to przejść. Zdecydowana większość kibelkowych związków,
kończy się jednak zdradą. Właściciel zaczyna sobie szukać młodszego towarzysza
srania, który będzie się świecił jak psu jaja na wiosnę, a nawet będzie mu
grzał dupę w chłodne jesienne wieczory. Nasz poczciwy kibelek ląduje wtedy do
domu starców dla kibli, albo zwyczajnie dostaje eksmisję z chałupy.
Pogrzeb kibelka
Z prochu powstałeś i w proch się obrócisz, jak to mawiał
klasyk. Nie inaczej jest w przypadku kibelka. Idzie on pod ziemię, gdzie
rozłoży się w spokoju i nie zostanie po nim nic. Nawet kawałek kupy.
Brak komentarzy: