Sąsiad z góry nie daje żyć.

1/29/2017 11:25:00 AM
Jak byłem mały, chciałem mieć duży dom, w którym będę miał własny pokój. Po paru latach rodzice postawili duży dom i swój pokój miałem. Później zacząłem dorastać i ambicje były coraz większe. Chciałem mieć Willę z basenem, nowe Lambo na podjeździe i śmigłowiec za domem. Po paru latach dalej mieszkałem z rodzicami w domu. Minęło znowu parę lat i poznałem swoją ukochaną, jedyną, wspaniałą żonę. Ona też mieszkała w domu z rodzicami. Czas mijał i zaczęliśmy myśleć wspólnie o tym, jak będzie wyglądał nasz własny dom. Koniecznie parterowy z poddaszem. Z dużym podwórkiem, gdzie będą biegały nasze zwierzaki. Okolica malownicza z wieloma ciekawymi miejscami do spacerów. Swój własny dom, gdzie nie musimy się przejmować innymi, tylko po prostu żyć po swojemu. W domu dwójka naszych dzieci i każde ma własny pokój. Logiczne zatem, że skończyło się na tym, że w ubiegłym roku kupiliśmy mieszkanie.

Piękne złego początki

Wszystko zapowiadało się pięknie. Nowy blok (jedyny nowy od iluś tam lat w naszym miasteczku). Nie zastanawialiśmy się długo. Szybka decyzja i szukaliśmy banku, który da nam kredyt. Po paru tygodniach starań udało się. Żona była w ciąży, a ja każdą wolną chwilę spędzałem na wykończeniu chałupy. Jakież było pozytywne zaskoczenie, jak zobaczyłem kilku znajomych, którzy również kupili w tym samym bloku. Byliśmy pewni, że będzie się tu żyło spokojnie i przyjemnie. Szybko się zorientowaliśmy, że w bloku jest sporo małych dzieci. Rewelacja! Nasze dziecko będzie miało się z kim bawić. 


Nastał w końcu moment przeprowadzki na swoje. Byliśmy prze szczęśliwi i podekscytowani. Wszystko takie nowe. Piekarnik tylko czekał na upieczenie pierwszego boczku w swojej karierze. Cała kuchnia lśniła od lakierowanych frontów. Tylko okna były ujebane, bo nie zdążyliśmy ich dokładnie umyć. Koty zaskakująco szybko się zaadoptowały do nowego miejsca. Mała za bardzo chyba nie ogarnęła nawet, że jest w nowym miejscu. 

Sąsiad z góry nie daje żyć.

Sielanka trwała w najlepsze, aż pewnego wieczora się zaczęło… Krzyki sąsiadów z góry. Młode małżeństwo z dwójką małych dzieci… Słyszeliśmy tylko słowa w stylu „ty chuju” „ty jesteś pojebany” „wypierdalaj z mojego pokoju” i inne miłe słówka, no cóż. Pokłócili się i tyle. Pewnie jednorazowa sytuacja-pomyśleliśmy, ale to nie było jednorazowe. Praktycznie codziennie były awantury. Darcie ryja, które słyszał cały blok. Przekleństwa takie, że nawet ja sklęty chłop ze wsi bym tak nie potrafił, a wszystkiemu przyglądały się ich małe dzieci. Pierwsza moja myśl- nie wpierdalam się w to, nie moja sprawa. Jednak szybko musiałem zmienić zdanie, kiedy podczas kolejnej awantury, około 23 coś tak pierdolnęło u nich, że o mało co się strop nie załamał. Wtedy zadzwoniłem na policję. Jak to w takich momentach bywa, oczywiście nawet im drzwi nie otworzyli. No cóż.



Awantury nie ustawały, ba! Zaczęło się coś nowego, muzyka... Czort z samą muzyką. Natężenie basów, z jakim zaczęli puszczać przechodzi ludzkie pojęcie. Nie tylko nam to przeszkadzało. Napisaliśmy do nich list, bo oczywiście wszelkie próby polubownego załatwienia sprawy kończyły się tak samo. Nie otworzeniem drzwi. List zdziałał tyle, co oczekiwaliśmy, czyli gówno. Nie tylko zresztą my pisaliśmy. Prośby innych mieszkańców również na nic się zdały. Zmuszeni sytuacją napisaliśmy wreszcie pismo, a następnie oficjalną skargę do spółdzielni. Podjęli natychmiastowe środki i już następnego dnia się zjawiła delegacja pod drzwiami awanturników. Właśnie tak pod drzwiami, bo oczywiście nikt nie został wpuszczony do środka, ale od tego czasu przez kilka dni był spokój.

Nic, co dobre nie trwa wiecznie i po paru dniach powtórka z rozrywki. Jednak tym razem dało się usłyszeć coś, o jakimś innym kolesiu. Drogą dedukcji doszliśmy do wniosków, że podła ma jakiegoś frajera na boku. I tak było. Od tego czasu, jak tylko pan domu szedł do pracy, to ta psita wybiegała ubrana, jak dziwka i wsiadała do jakiegoś kolesia do samochodu, po czym odjeżdżali zostawiając dzieci same. Ta sytuacja trwała przez około miesiąc, po czym nastał dzień sądu. Łysy wyjebał ją na zbity ryj! Tak skończyły się nasze męki. Spakowana wsiadła do frajera i razem odjechali w stronę słońca. Niby nie można cieszyć się z czyjego nieszczęścia, ale my jaraliśmy się jak młody pies pchłami. Poszła w pizdu i niech nie wraca.

Wróciła! No kuźwa po 3 miesiącach spokoju, kochająca rodzinka jest w komplecie. Od 2 tygodni wróciło wszystko, co złe. Oglądaliście Władcę Pierścieni, a konkretnie 1 część? Jak drużyna szła przez Morię i Pip wpierdolił jakieś żelastwo do studni? Co się działo potem? Bum!...Bum!...Bum!... Tu dum!... Bum!... Tu dum!... BUM!BUM!BUM!BUM. I zbiegło się stado wkurwionych orków. To samo mamy w chacie! Od tego czasu muza tak daje, że mi się meble w chałupie trzęsą, a dziecko nie może spać w dzień. Wiecie dobrze, co znaczy, kiedy bobas chce spać, a nie może? Płaczu i pisków nie ma końca!.

Doszło do tego, że jesteśmy zdecydowani iść z tym do sądu! Dzisiaj dzwoniłem jeszcze raz do spółdzielni, i mają odbyć spotkanie z radcą prawnym. Wystosują ostatnie pismo ostrzegawcze i jeżeli to nie poskutkuje, to będziemy walczyć z wykorzystaniem prawa! Ludzie często boją się reagować, argumentując to tym, że przecież nie zakłócają ciszy nocnej. No tak! W mieszkaniu można robić, co tylko się chce, o ile to nie zakłóca porządku i spokoju innych mieszkańców, o czym mówi artykuł 51 kodeksu wykroczeń. Nie przeszkadza mi muzyka, nie przeszkadzają mi imprezy raz na jakiś czas, też przecież byłem studentem, ale jeżeli ktoś celowo mnie denerwuje, a co najważniejsze cierpi na tym moje dziecko, to będę walczył. Zawsze!



38 komentarzy:

  1. Władcy pierścienia nie oglądałam i po twoim opisie widzę, ze nie warto ;)
    A tak serio to strasznie współczuję tej sytuacji..sąsiedzi z piekła rodem :/ U nas na szczęście cisza i spokój. Mamy super sąsiadów i nie mogę narzekać.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nic mi nie mów... My tak walczyliśmy z sąsiadami zza ściany, z klatki obok. Matka, ojciec, dwóch nastolatków i mały przedszkolak. Jak ojciec do roboty a dzieci do szkół/przedszkola (same!!! nawet ten maluch szedł tylko z bratem!!) matka otwierała na oścież okna, wyciągała fajki i na całą pydę włączała ...hip hop. Losie, co to był za język. Ja wtedy leżałam w domu z kiepską ciążą i myślałam, że oszaleję... Prawie dwa lata z nimi walczyliśmy - przez spółdzielnię, wspólnotę, straż miejską, policję, kuratora... A oni na nas skargi pisali, że im życie zatruwamy... W końcu się okazało trochę jak u Ciebie - babka (a była już sporo po 40...!) miała gościa na boku i ją jej mąż z domu wywalił razem z gorszym synem (tam obaj starsi mieli kuratora, ale jeden to był normalnie mały chodzacy gnój...) i.... nastała błogosławiona cisza. CISZA!!!

    A potem wrócił zza granicy nasz sąsiad z dołu, który psychicznie znęca się nad matką. Też już była policja. Ja naprawdę nie wiem, skąd się taka patologia bierze na świecie...??

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyli nie jestem sam. Ostatnio jak bylem w pracy, to z tego co zona mi mówiła, to była taka awantura, ze szok. Slyszala tylko cos w stylu "zajebie Cie szmato" niezle zaczyna sie dziać.

      Usuń
    2. Losie... i weź teraz pomyśl o tych dzieciach...! DRAMAT!!!

      Usuń
  3. o kolego to u nas podobne akcje są... sąsiadka pruje się na dzieci, na męża, a w nocy się bardzo zapalczywie ekhm godzą...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha;) z tym godzeniem, to nasza znajoma ma podobny problem;)

      Usuń
    2. znam cały repertuar jej odgłosów;p

      Usuń
  4. ehhh sąsiedzi.... bywa z nimi różnie... szkoda że najczęściej nieprzyjemnie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O przyjemnych sytuacjach po prostu mniej sie mowi;)

      Usuń
  5. Współczuję, ja na szczęście puki co mieszkam w domu :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Naprawdę współczuje. Jak ja się cieszę, że mieszkam w swoim domu w lesie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szczesciara.. W sumie jeszcze parę lat temu, tez mieszkalem przy samym lesie;)

      Usuń
  7. Aż ciarki przeszły jak czytałam. Współczuję. Co prawdy nigdy czegoś podobnego nie doświadczyłam (jakoś do sąsiadów miałam zawsze szczęście), ale nie trudno się domyśleć, zwłaszcza, jeśli w grę wchodzi spokój Twojego dziecka. Sama bym rozdarła na strzępy takich, który budzą mi dziecko... Powodzenia życzę i może się uda jednak polubownie to załatwić, w końcu to mieszkanie na całe życie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Polubownie nie ma juz szans. Na szczescie od dwoch dbi cisza. Chybs znowu ja wyłonił;)

      Usuń
  8. I dlatego kocham moje swojskie zycie na wsi. Cisza, spokoj, prywatnosc. Cud, miod, malina... ale kiedys mieszkalismy w apartamencie ( w ciazy bylam) to nad nami studenci mieszkali I pojary rzucali nam na balkon, a laska chyba nie miala innych butow niz szpilki... do dzis mam ich stukot we lbie...
    A Tobie sytuacji nie zazdroszcze... porazka. Kazdy chce miec spokoj, a tu taka jazda!
    Ja za mlodu mialam sasiada pijaka - libacja co wieczor. Juz teraz wiem dlaczego bylam takim nerwicowym dzieckiem... :-(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No wlasnie.. Najbardziej dziecko cierpi...;(

      Usuń
  9. Ja miałam przejścia z sąsiadką, która przez prawie rok w kółko słuchała jednej playlisty (gdzie górowała Verba), o różnych porach dnia i nocy, na cały regulator, do tego śpiewała i darła ryja. Czasami pracowałam w domu, prosiłam ją by ściszyła. Nic nie pomagała. Jej mąż tyrał za granicą, a ta co chwilę spraszała sobie jakichś kolesi i robiła imprezy. Skończyło się w sądzie, prawie jej zabrali dziecko, a mąż ją pogonił. Uroki mieszkania w bloku, my kombinujemy by wynieść się do domku jednorodzinnego lub ewentualnie bliźniaka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I my mamy takie marzenie o domu. Tylko nie wiem, czy kiedys sie spelni.

      Usuń
  10. Nie ma nic gorszego jak użeranie się hałaśliwymi sąsiadami...

    xxBasia

    OdpowiedzUsuń
  11. Jedyny ratunek to domek pod lasem, z dala od patoli :/

    OdpowiedzUsuń
  12. Oj współczuję!!!! Jeden sąsiad a potrafi uprzykrzyc życie w całym bloku :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ehh. Juz byl taki moment, ze zona chciala sie wyprowadzic...

      Usuń
  13. Współczuję! Ja do tej pory miałam zawsze fajnych sąsiadów.

    OdpowiedzUsuń
  14. Współczuję! I z tego względu nigdy nie chciałam mieszkać w blokach. Wolę mizerną chatę, ale na wsi, gdzie nikt w pobliżu nie drze japy.

    OdpowiedzUsuń
  15. Współczuję. Nigdy nie miałam takich sąsiadów, ale ale moja ciotka ma w bloku sąsiadów, którzy wszystkim zatruwają życie bo wszystko im przeszkadza.

    OdpowiedzUsuń
  16. U nas na szczęście nic nie słychać i nikt nikogo nie bije. Albo robi to po cichu.. (śmiech przez łzy). W takich sytuacjach myślę, że najtrudniejsze jest by przełamać się i zadzwonić, bo jednak komuś może czuć się krzywda. Choć z drugiej strony moi znajomi mają niebieską kartę, bo... sąsiadce przeszkadzały piszczące dzieci i wielokrotnie wzywała pomoc społeczną.

    OdpowiedzUsuń
  17. Myślę, że to jest właśnie jeden z problemów przeprowadzki. Nigdy nie wiadomo na jakich się trafi sąsiadów. U mnie sąsiedzi z góry, też się czasem zachowują jakby sami mieszkali. Tupanie i chodzenie o 1-2 w nocy tam i z powrotem, a gdy sąsiadka tucze kotlety na niedzielny obiad, to słychać w całym bloku ;)

    OdpowiedzUsuń
  18. Fatalna sytuacja. Niby "wolność tomku w swoim domku", ale jednak wszystko ma swoje granice. Każdy powinien liczyć się z innymi i przynajmniej próbować nie utrudniać zbyt mocno życia innym...
    Ehh, my mieszkamy w domku można rzec, dwurodzinnym, ale mimo że tylko jedno sąsiedztwo, to tez nam daje w kość :/
    Trzymam kciuki za szybkie ustabilizowanie się Waszego sąsiedzkiego życia :)

    OdpowiedzUsuń
  19. Dlatego u nas mieszkanie w bloku w ogóle nie było brane pod uwagę. Woleliśmy kupić kompletną ruinę i powoli ją łatać. Do tej pory żyjemy w nie do końca cywilizowanych warunkach, ale nikt nam nie przeszkadza i możemy robić co chcemy. Życzę Ci dużo siły i cierpliwości a córeczce żeby mogła się w końcu wyspać. Wiem co to znaczy niewyspane dziecko i nie zazdroszczę.

    OdpowiedzUsuń
  20. Współczuję :( My na szczęście mamy swój własny kąt - dom(kiedyś do większego remontu), ale jest własny - nic na głowę nie kapie - cisza, spokój...a do najbliższych sąsiadów mamy niecały 1km :P
    Trzymamy kciuki za szybką wygraną i spokój na górze (y) oby nowi sąsiedzi byli bardziej życzliwi!

    OdpowiedzUsuń
  21. Współczuję. My na szczęście mieszkamy w domu, co prawda rodzice mieszkają piętro niżej, ale przynajmniej mamy spokojnych sąsiadów.

    OdpowiedzUsuń
  22. I my to przerabialiśmy z sąsiadami z dołu. Wrzaski, muzyka, a prze większym spędzie odgłosy niczym z jakichś igrzysk seksualnych. A najgorsze było to, że zaczynali ok. 2 nad ranem, myśląc chyba, że o tej porze wszyscy śpią snem sprawiedliwego. Walczyliśmy z tym w pojedynkę, szczególnie jak pojawił się Tygrys. Pamiętam jedną z ostatnich kłótni i tekst panienki, że nie chcą nam robić problemu. Śmiech na sali, bo to my mogliśmy zrobić problem ze względu na biegającego tam przedszkolaka. Na szczęście to za nami. Ujadanie psów mi tak nie przeszkadza. Latem będzie gorzej, bo z każdej strony mamy działalność (badylarz i kamieniarze), ale te jedno dwa lata przetrwamy, a potem wsi spokojna, mam nadzieję.

    OdpowiedzUsuń
  23. Oj współczuje takiej rodzinki :( my mieliśmy imprezowych studentów, ale takich co wynajmują mieszkanie da się szybko utemperować. życzę szybkiego rozwiązania problemu.

    OdpowiedzUsuń
  24. Wiesz co, rozumiem Wasz ból - bo sama mam sąsiadów, którzy potrafią o 23 włączyć wiertarkę i rozpoczynać remont na całego...Ale czytając ten tekst to się bardziej uśmiałam, niż współczułam ;) Tak świetnie i zabawnie potrafisz to wszystko opisać , że normalnie jakiś kabaret z tego wychodzi ;)

    OdpowiedzUsuń
  25. Sąsiedzi, których chciałoby się w kosmos wystrzelić... ;) Irytujące są takie sytuacje, tym bardziej jak się powtarzają. Trzymam kciuki, aby się udało postawić do pionu tych sąsiadów.
    Bookendorfina

    OdpowiedzUsuń

Obsługiwane przez usługę Blogger.